środa, 22 lut 2012 Besi Shahar, Nepal
Brama wejściowa do Lower Pisang (3200m.)
Jeszcze całkiem niedawno, wyjazd do Nepalu (a zwłaszcza na treking) nie był ogromnym wyzwaniem finansowym. To się już niestety zaczęło zmieniać. Od czasu, kiedy krajem rządzą komuniści podatek goni podatek, ceny rosną w zastraszającym tempie a coraz częściej daje się widzieć oznaki centralnego planowania. To, co najbardziej dotyka to ceny jedzenia na trasie. O ile można się pogodzić z faktem, że im wyżej tym drożej, o tyle zawyżone ceny jedzenia w dolnych (pełnych opału) partiach gór budzą niechęć i irytację. Niegdyś było tak, że każdy hotelik we wsi dowolnie kształtował sobie ceny jedzenia i usług. To turysta wybierał czy chce zamieszkać drożej ale za to w lepszym hoteliku (lub z ładniejszym widokiem) czy też w gorszym miejscu ale płacąc taniej za jedzenie. To już przeszłość. Wygląda na to, że do wiosek dotarł komisarz z teczką i od tego czasu wszystkie ceny jedzenia na terenie wioski (lub czasem kilku wiosek) zostały ujednolicone. Wszyscy posługują się jednym i tym samym wzorem menu i raczej trudno negocjować zniżki. Ponoć - zdaniem hotelarzy - to dobre posunięcie bo zlikwidowało rywalizację, ale od kiedy brak konkurencji jest czymś dobrym? Co więcej, przy ustandaryzowanych cenach turyści zatrzymują się w tej sytuacji w najładniejszych hotelikach, co sprawia że bogaci się bogacą a biedni nadal będą biedni - cóż gospodarka według zasad marksizmu-leninizmu.
Picie
Ostatnie czego byśmy oczekiwali na trekingu to odwodnienie.
Mali mieszkańcy Pisang
Aby tego uniknąć należy przyjmować dużo płynów. Należy pić przynajmniej 1,5 - 2,5 l płynów dziennie. Poza zwykłą wodą w grę wchodzą też napoje gorące i zupy. Ceny herbat i wody butelkowanej w hotelikach są astronomiczne, a woda czerpana bezpośrednio z potoków może być niebezpieczna (zanieczyszczona mechanicznie i bakteryjnie). Co więcej, kupowanie wody butelkowanej w trakcie trekingu jest nieekologiczne (puste butelki zostają w środowisku) lub może być wręcz niebezpieczne. Parę lat temu głośno było o przypadkach, gdzie miejscowa ludność skupowała zużyte butelki, napełniała je zwykłą wodą, kapslowała i sprzedawała jako nowe. Pozostaje więc nam uzdatnianie wody samodzielnie.
Na rynku istnieje spora gama produktów służących do uzdatniania wody. Dobre recenzje w Internecie zbierają tabletki Micropur Forte MF 1T (100tab. kosztuje w Polsce około 60zł). Jedna tabletka uzdatnia 1l wody.
W Kathmandu również tego typu produkty są łatwo dostępne. Jednym z nich są kropelki Piyush (60ml za 30rupii). Trzy krople tego preparatu uzdatniają 1l wody.
Ważna uwaga: każdy z tych preparatów potrzebuje przynajmniej 30 minut aby uzdatnić wodę. Co więcej, w efekcie pozostaje dość mocny posmak chloru. Warto się go wtedy pozbyć dodając do wody rozpuszczalne tabletki z multiwitaminą, wapnem czy witaminą C.
Mali mieszkańcy Pisang
Innym sposobem zaopatrywania się w wodę pitną są punkty Save Drinking Water. ACAP tanio sprzedaje w nich filtrowaną i ozonowaną wodę (należy mieć własny pojemnik). Wadą jest stosunkowo mała liczba takich punktów na szlaku.
Mam nieodparte wrażenie, że hoteliki zarabiają głównie nie na jedzeniu lecz na napojach gorących. Ceny zwykłych herbat bywają niewspółmiernie wysokie do wysokości i ilości opału w okolicy. Na ogół jest cała masa gorących napojów w ofercie. Od zwykłej herbaty czarnej, przez lemon tea, milk tea, hot lemon, gorącą czekoladę, kawę czarną, kawę z mlekiem, po herbatę miętową, z imbirem, z miodem itp. Napoje sprzedawane są na pojedyncze filiżanki, duże kubki (sporadycznie), małe dzbanki (Small Pot) po duże dzbanki (Big Pot - czyli duży chiński termos). Założenie nie jest złe, ale warto przed podjęciem decyzji bezceremonialnie wejść do kuchni i zobaczyć o ile większy jest Small Pot od pojedynczej filiżanki. Sporadycznie Small Pot mieścił więcej filiżanek niż wynikałoby to z ceny.
Napoje typu Coca Cola kupowane w hotelikach mają zupełnie nieżyciową cenę. Jasnym jest fakt, że butelkę trzeba wnieść w górę, ale ten sam napój kupowany w sklepie w tej samej wiosce niemal zawsze kosztuje 100 rupii.
Podobna sytuacja tyczy się piwa, choć z samego założenie przyjmowanie napojów alkoholowych w czasie trekingu w górach nie jest wskazane.
Jedzenie
Niemal zawsze obowiązuje zasada: jesz tam gdzie śpisz.
Młynki modlitewne
Hoteliki zarabiają właściwie na jedzeniu a nie na wynajmie pokoi. Ceny jedzenia nie zawsze rosną wraz z wysokością i ostatecznie posiłki serwowane w najwyższych partiach wcale nie powalają swoją ceną w porównaniu z niższymi partiami. Jakkolwiek menu wszędzie jest obszerne to kuchnia wydaje się monotonna, prosta i wręcz niewystarczająca (biorąc pod uwagę ceny).
Absolutnie wszędzie dostępny jest Dal Bat czyli duża porcja ryżu z odrobiną smażonych jarzyn, gotowaną soczewicą (dal) i jakimś plackiem (chapali lub papad). Dal Bat bywa drogi bo jego zaletą jest to, że w cenę wliczone są nieograniczone dokładki wszystkich składników potrawy. Oczywiście jeden Dal Bat jest dla jednej osoby!
Wszelkie inne potrawy oparte są o: ryż, makaron, ziemniaki. Zamawia się je jako:
Plain - tj bez niczego,
Veg - smażone z warzywami
Egg - smażone z jajkiem (omletem)
Tuna - smażone z tuńczykiem z puszki
Cheese - z serem, na ogół jaczym
Mix - mix wszystkiego
Szeroko dostępne są zupy. Większość z nich to jedynie średnio smaczne zupy przecierowe w proszku, czasem oparte o chińskie noodle. Zdecydowanie lepiej zamawiać te drugie, bo makaron doda więcej energii. Zdarzyło się jednak parę razy, że zamówiona zupa warzywna została przygotowana na poczekaniu, ze świeżych warzyw.
Upper Pisang w śnieżycy (3300m.)
Wybór potraw śniadaniowych jest równie ograniczony. Zawsze dostępne są tosty, dżem, miód, jajka (na twardo, sadzone, prosta jajecznica i omlet) - wszystko oddzielnie płatne. Chyba najlepszym rozwiązaniem jest zamawianie owsianki (czasem może być z bananami czy jabłkami) lub amerykańskiego naleśnika (pancake)
Smaczną, ale na ogół drogą potrawą są pierożki momo. Dość mocno przypominają nasze pierogi, mogą być nadziewane warzywami czy wręcz kurczakiem lub tuńczykiem.
W popularniejszych miejscowościach pojawiają się w menu takie rarytasy jak pizza, mięso z jaka czy potrawy kuchni meksykańskiej. Czy są dobre? Niekoniecznie, ale mogą stanowić ciekawy przerywnik kulinarny. Pojawiają się też sporadycznie desery takie jak podawane na gorąco szarlotki, ciasta orzechowe, czekoladowe puddingi, budynie itp.
Sprawdzone sposoby na jedzenie
Ceny jedzenia czasem były na tyle irytujące, że jako formę rozrywki wymyślaliśmy sposoby na ich obniżenie. Poniżej kilka sprawdzonych sposobów. Nie zawsze efekt okazywał się tańszy, ale z powodzeniem łamał monotonię stołowania się.
- Jedną z najbardziej irytujących rzeczy była mała łyżka miodu lub dżemu sprzedawana do potrawy zwykle w cenie 40 rupii / 1,6zł (taka na ogół była różnica cenowa między na przykład plain pancake a pancake w/ jam or honey).
Upper Pisang w słońcu
Dobrym sposobem jest odwiedzenie sklepu spożywczego w kolejnej wsi i zakupienie całego słoika miodu lub dżemu w cenie około 400 rupii. Starczy na wiele posiłków. Bardziej zaradni mogą ten sam słoik przywieźć z Kathmandu w cenie około 200 rupii. Oczywiście oznacza to konieczność noszenia słoika, ale zawsze coś za coś...
- Świetnym urozmaiceniem i uzupełnieniem diety stały się puszki tuńczyka lub sardynek. W sklepach na szklaku można było je kupić za około 100 - 120 rupii. Były smaczne i pożywne. Często jedliśmy je na lunch zamawiając do nich Tibetan Bread i herbatę.
- Zupy serwowane w hotelikach to prawie zawsze zupy instant z torebek. Kosztują około 150 - 250 rupii, podczas gdy ta sama zupa w wiejskim sklepie kosztuje 35 rupii. Do tego wystarczy zamówić wrzątek za 40 -60 rupii i już mamy urozmaicenie dnia...
- Ten sam sposób można zastosować do przygotowania herbaty czy kawy. Różnice cenowe będą znaczne.
- W wiejskich sklepikach zawsze dostępne są herbatniki. Na ogół są w pełni zjadliwe czy wręcz smaczne. Dobrym pomysłem jest zamawianie na śniadanie czystej owsianki i wkruszenie do niej połamanych herbatników. Smak jak i wartość energetyczna gwałtownie rośnie.
- W czasie treku trudnodostępne jest mięso. Ci, którzy nie są w stanie obyć się bez niego przez trzy tygodnie powinni zakupić w Kathmandu paczki suszonego mięsa. Jest ono w pełni jadalne, mocno pikantne i całkiem smaczne.
- Dobrym pomysłem jest także zabranie batonów energetycznych, szeroko dostępnych w sklepach na Thamelu w Kathmandu.