środa, 4 lip 2007 Babu, Chiny
oddalamy sie od granicy z Afganistanem
Sobota, 11. Sierpnia 2007
Rano budzi mnie szum silnika, to kierowcy przyjechali godzinę wcześniej po nas, bali się chyba, że może znajdziemy inny transport. Po śniadaniu jedziemy zatankować benzynę i kupujemy tą, którą wczoraj tu sprzedaliśmy. Znowu 50 l za 200TJS. Właściciel stacji śmieje się, bo zrobił dobry biznes. Początek podroży zapowiada się bardzo dobrze i jedziemy bez przeszkód. Potem cieknie chłodnica i kierowcy muszą dolewać wody, a na koniec woda dostaje się do świec i do silnika.
To już koniec, znowu musimy wrócić, na szczęście jest cały czas z górki. Kierowcy są niepocieszeni, chcą naprawić auto i zawieźć nas następnego dnia, lecz my nie chcemy tak długo czekać (jest jeszcze wcześnie rano). Znowu sprzedajemy benzynę (już jesteśmy specami) na "stacji", cala operacja jednak odbywa się bardzo szybko. I znowu jesteśmy na drodze. Ludzie przychodzą, obiecują nam transport ale nic z tego nie wychodzi. Koło 14ej podjeżdża UAZ (jeep) i po krótkiej dyskusji decyduje się nas zawieźć do Alichur. Po raz trzeci kupujemy "naszą" benzynę, ale jest jej za mało. Kilkanaście litrów się rozeszło, jedziemy do innej "stacji" 4 km w stronę Khorog i tu dopełniamy baki. Dostajemy jeszcze ciepły chleb i morele na drogę.?
Tym razem już na dobre opuszczamy Langar. Auto wydaje się być w porządku, jednak tu też cieknie chłodnica i trzeba co kilkanaście km dolewać wody.
opuszczone domostwo, takie widoki zdażały się często
Jedziemy przez pustynię, która miejscami zamienia się w pustynię kamienistą. Teren zupełnie niezamieszkały. W Khargush przed przełęczą jest posterunek i sprawdzają nasze paszporty. Po drodze zatrzymujemy się aby wypić świeży ayran. Potem przełęcz (4344m), dookoła surowy krajobraz, łyse góry i słone jezioro, gdzie dookoła leży pełno soli. Jest tu już bardzo zimno. W końcu dojeżdżamy do drogi M 41, wcale nie ma na niej takiego ruchu, jak to sobie wyobrażałam, ale stan drogi jest dosyć dobry.?
Wieczorem po 19. dojeżdżamy do Alichur. Wieje zimny wiatr i robi się powoli ciemno. Jest tu schronisko, byle jakie za 6$/os bez wody. Szukamy kwatery i na terenie byłego kołchozu znajdujemy nocleg. Warunki skromne, brak wody, WC daleko ale rodzina przyjmuje nas serdecznie i od razu dostajemy herbatę i chleb. Możemy się trochę obmyć tylko na misce i to w towarzystwie całej rodziny. Dla nich to widok niecodzienny, myją się chyba raz na miesiąc. Do spania ścielą nam owcze dywany a na to grubą pościel też z owczej wełny, mamy więc ciepło w nocy. Wstaję wcześnie rano, by porobić zdjęcia i pobawić się z psami, których tu pełno i są bardzo przyjaźnie nastawione do ludzi. Okazuje się też, że od razu mamy transport do Murghab. Właściciel moskvicha oferuje swoje usługi, właśnie 3 dni wcześniej zakupił auto i chce nim zarabiać.
pasterz na koniu
To chyba najuczciwszy z kierowców, dyskusja jest krotka (50TJS/os.), auto jest już zatankowane o dziwo i bez zbędnych przystanków ruszamy w drogę.
Cieszymy się za wcześnie, po kilkudziesięciu km coś się psuje i co kawałek zatrzymujemy się. Okazuje się, że woda jest w benzynie i szlag trafił uszczelki. W sumie przejechanie 35km zajmuje nam 2h.
Jedyny pożytek z tego: możemy do woli fotografować, mnóstwo tu świstaków i napić się ayranu. A my chyba nie mamy szczęścia do tych wszystkich aut. W każdej wsi walają się wraki samochodów, zostawione pewnie jeszcze przez Rosjan, dobrze, że Chińczycy zabierają stąd ten złom do siebie, tu już nie ma żadnej huty, zresztą tak samo jest w Kirgizji.?
Nasz Kierowca stwierdza, że nie da rady pojechać dalej i zatrzymuje nam chińskiego TIR-a. Jest nam go szczerze żal, zostawiamy mu pieniądze (30TJS) (1l benzyny-3.2TJS) i odjeżdżamy z Chińczykiem. Ten zażądał od nas 40TJS. Na osobę wyszło więc po 24TJS za 100 km. Teraz już jedziemy szybko i bez żadnych przeszkód, tuż przed Murghab jest check point, wysiadam aby pomoc w spisywaniu danych. Chińczyk wysadza nas w centrum "miasta", akurat koło hotelu Murghab. Sprawdzamy warunki, brak wody i WC, cena niska, tylko 5TJS. Potrzebujemy prysznica, lub coś w tym rodzaju, szukamy więc dalej i niedaleko znajdujemy wspaniałą kwaterę Homestay Erlan, prowadzoną przez rodzinę kazachską.?
Cena za os.6$, można dostać posiłki: śniadanie 1.50$, obiad i kolacja w cenie: 2.25$. Kwatera należy do organizacji Meta, która pomaga tutejszym mieszkańcom. Jak się potem okaże, była to najlepsza i najczyściejsza kwatera na całej mojej dotychczasowej trasie- do tej pory. Jedzenie też bardzo smaczne. A do tego prawdziwa kazachska "banja"- z piecykiem w środku, gorącą wodą i wszystko lśniące czystością, również WC. Tą kwaterę mogę polecić każdemu podróżnemu z czystym sumieniem. Spędzamy tu 2 noclegi, poza Murghabem chcemy też jeszcze zwiedzić okolicę.