środa, 4 lip 2007 Babu, Chiny
kuchnia
Sobota, 11. Sierpnia 2007
W czwartek rano po obfitym śniadaniu ruszam dalej w drogę. Chce zobaczyć korytarz Wahan (wzdłuż granicy z Afganistanem) i w tym celu ruszam na zachód do Iskashim. Przystanek marszrutek znajduje się po drugiej stronie rzeki na przeciwko bazaru. Pakuję się do marszrutki (20TJS, 120km), gdzie jest już trochę pasażerów. Znowu mam miejsce z przodu ale przyjdzie mi jeszcze sporo poczekać, aż nastąpi godzina odjazdu, w sumie 2h. W samochodzie jest para Niemców z Augsburga, prawdziwych globtroterów i jak się potem okaże, spędzimy w drodze razem aż 9 dni. Są nieco starsi ode mnie i zwiedzili już 130 krajów. Kierowca zatrzymuje się kilka razy nim opuści Khorog, ładuje towary i załatwia jeszcze jakieś sprawy. Po drodze zatrzymujemy się na obiad, ja jem oczywiście pierożki z kartoflami i piję 2. szklanki jogurtu (ayran) - płacę 30TJS.?
Wzdłuż rzeki Panj jest granica z Afganistanem, ale wojska niewiele. Jedziemy aż 4h, po drodze jeszcze zatrzymujemy się chyba z 10 razy. Iskashim to wioska ale na mapie zaznaczona jest jak małe miasteczko. Przejście graniczne z Afganistanem jest na moście i w każdą sobotę odbywa się tu targ. Można by swobodnie wjechać do Afganistanu, bowiem w Khorog jest ambasada afgańska. Niedaleko są też gorące źródła i znajduje się tam sanatorium. W Iskashim zmieniamy pojazd (moskvich), aby dalej udać się do Langar (120 km, 50TJS).
synowie gospodyni
Najpierw jednak podjeżdżamy na stację benzynową, aby nabrać paliwa i tu samochód psuje się, toteż musimy poszukać innego. Trafia nam się stara wołga, która jest w okropnym stanie (jak większość tutejszych pojazdów), ale jakoś się turla. Podróż trwa 3h i kierowca zatrzymuje się w każdym miejscu, gdy tylko chcemy fotografować. W Langar wiezie nas od razu do swojej znajomej, gdzie możemy zanocować. I znowu typowy pamirski dom. Na kolację dostajemy smażone ziemniaki, chleb , herbatę i cukierki. Obok jest mały sklep i można tu praktycznie dostać wiele rzeczy, ale wszystko jest droższe niż w Khorog.?
Ludzie tu nie mają pracy. Większość uprawia małe poletka, gdzie są kartofle, cebula i marchew oraz zboże z którego piecze się chleb. Każda rodzina ma specjalny piec do jego wypieku, który znajduje się na zewnątrz domu. Dom w stylu pamirskim ma mały kwadratowy otwór w dachu, przez który wpada świeże powietrze, śpi się więc doskonale. Do Langar przyjechaliśmy celem pooglądania pięknych widoków, jednak wcale ich tu nie ma.?
Następnego dnia rano wychodzimy na drogę aby złapać coś do Murghab. Jednak okazuje się, że właściwie to tu nic nie jeździ i tylko prywatnie możemy sobie coś wynająć. Przez całe dopołudnie, które tu spędzamy podchodzą do nas rożni ludzie i proponują "maszynę".
pomagaliśmy obierać ziemniaki aby szybciej dostać coś do zjedzenia
Kierowca jednej z nich żąda nawet 250$ za naszą trójkę, ale to nie wchodzi w rachubę. Spotykamy 3. studentów z Dushanbe, którzy nieźle mówią po angielsku - chcą nam pomóc i szukają dla nas auta, ale większość z nich jest popsuta. Podchodzi też do nas jakiś facet, który twierdzi, że za 2h będzie kamaz i zaprasza na obiad. Jesteśmy bardzo głodni, idziemy więc do niego do domu, ktory znajduje się na przeciwko tutejszego muzeum. Okazuje się, że obiadu nie ma, musi dopiero usmażyć ziemniaki a kamaz to był tylko jego wymysł, by ściągnąć nas do siebie. Proponuje nam też nocleg, ale za 10$ od osoby. To w ogóle nie wchodzi w rachubę.?
Po posiłku (kartofle z koperkiem, bardzo smaczne) schodzimy z powrotem na drogę i tu kolejna niespodzianka: spotykamy Polaków w 2. jeepach. Jest to wyprawa organizowana przez " Podróże" i Onet. Zatrzymali się, bo akurat coś się popsuło. Po chwili odjeżdżają już w stronę Duszanbe a my dalej czekamy. Podchodzi do nas facet, który ma niby sprawny samochód i chce nas zawieść do Alichur, to miejscowość znajdująca się już na głównej drodze M 41 i oddalona jest od Langar o 138 km. Pół godziny trwa dyskusja nad ceną. Najpierw proponuje 800, potem 500TJS, w końcu godzimy się na 480TJS a więc 160TJS za osobę. Cieszymy się, że wreszcie coś się ruszyło ale teraz problem benzyny.
tu widać nasze posłania
Tu gdy wynajmuje się auto należy najpierw podjechać na stację i zatankować go za własne pieniądze. Tłumaczymy kierowcy, że to jego sprawa, my mu damy całą sumę po przyjeździe na miejsce, ale on tylko odlicza ile dla niego zostanie z całej sumy a my mamy wyłożyć najpierw na benzynę. Benzyna jest tu droższa, po 4TJS za 1l i kupuje się ją prywatnie, u faceta w garażu. Nalewanie benzyny trwa całe wieki, właściciel wlewa ją najpierw do karnistra 5. litrowego a potem do baku. Kupujemy 50l za 200TJS.
Jest już dosyć późno, ale cieszymy się, że pojedziemy dalej. Auto ma chyba ok. 30 lat i zapala się na korbę i już na początku są problemy. Po drodze właściciel auta odlewa z baku 5l benzyny i zanosi do swojego domu. Na podjazdach auto cały czas gaśnie, biegi nie wchodzą a umiejętności kierowcy są wątpliwe. Jego pomocnik a właściwie właściciel pojazdu cały czas mu mówi co ma robić. Sam nie może prowadzić, bo wcześniej pił wódkę i cuchnie jak z browaru.?
Decydujemy się na powrót do Langar, auto nie da rady pokonać trasy do Alichur, po drodze jest przełęcz. Kierowca nie chce się zgodzić, twierdzi, że dojedziemy, my jednak jesteśmy innego zdania. I tu pojawia się problem jak odzyskać benzynę. Właściciel najpierw nie chce jej oddać (jesteśmy już z powrotem na "stacji benzynowej"). Wyrywam kluczyki ze stacyjki i mowię mu, że jak nam odda forsę to dostanie je z powrotem. On twierdzi, że nie ma forsy i nie może od nikogo pożyczyć. Proponuje nam abyśmy sobie ją wzięli. Ciekawe jak... do plecaka. Cala dyskusja odbywa się w otoczeniu gromady mieszkańców wioski. W końcu właściciel stacji benzynowej decyduje się ją zabrać z powrotem, ale po niższej cenie. Godzimy się bo i tak nie mamy wyboru. Znowu odlewanie i mierzenie paliwa trwa chyba z godzinę. Jesteśmy stratni więcej niż przejechaliśmy, bowiem właściciel auta ukradł 5l ale oczywiście przyznać się nie chce.?
I tak trafiamy z powrotem do tej samej kwatery. Gospodyni cieszy się, bo może zarobić i od razu zabiera się do obierania ziemniaków (je się je tu codziennie) i parzy nam świeżą herbatę. Po chwili przychodzą 2. młodzi faceci i proponują tą samą podroż, nazajutrz za prawie tą samą cenę - 166TJS/os. No cóż, nie ma co wybierać, tu ciężko z transportem i umawiamy się na 8. rano.