środa, 4 lip 2007 Babu, Chiny
pokój gościnny (tu nocowałam na ziemi)
Niedziela, 29. Lipca 2007
Wracam do hotelu, aby zabrać bagaż (tu za przechowanie żądają 2000s) i przenoszę go do przechowalni bagażu na dworcu kolejowym (300s). Aby oddać bagaż trzeba okazać paszport a procedura spisywania danych trwa stosunkowo długo. Mam trochę czasu więc postanawiam pojechać metrem do centrum miasta, aby choć trochę go zobaczyć. Najlepiej i najszybciej dojechać tam metrem (200s).?
Upał jest niesamowity, a mimo tego sporo ludzi spaceruje po centrum. Główną oś centrum stanowi Plac Niepodległości i przylegające do niego budynki rządowe, galeria sztuki i deptak. Udaje mi się nawet znaleźć bar mleczny (u nas kiedyś coś takiego istniało), gdzie ceny za jedzenie są stosunkowo niskie. Ludzi sporo, co świadczy o tym, że jedzenie jest świeże i smaczne. Z apetytem zjadam naleśniki z serem i popijam kefirem (550s).?
Koło piątej przyjeżdżam do ambasady, znowu muszę poczekać aż mnie wezwą, a kiedy już jestem przy okienku, dowiaduję się, że wizy nie dostanę - muszę mieć wizę rosyjską. Żadne tłumaczenie nie pomaga, ani ta umowa o ruchu bezwizowym, którą skopiowałam i dołączyłam do wniosku. Po prostu nie i koniec. Konsul nie chce mi wydać wizy, a kiedy chcę się z nim zobaczyć, jest to oczywiście niemożliwe. Nie wiem czy to złośliwość, czy utrudnianie w przejeździe.
dom w Jakkabag do którego zaprosł mnie jeden z pasażerów taksówki
Wściekła opuszczam ambasadę i wracam na dworzec po bagaż. Szkoda, że nie mam już czasu i jest późno, bo poprosiłabym polską ambasadę o pomoc.
Zostaje mi jeszcze ambasada kazachska w Duszanbe. Będę tam ponownie próbowała uzyskać wizę, a jeśli nie, to pozostaje mi tylko przelot samolotem.?
Aby dostać się do Shakhrisabz udaję się metrem do stacji Sebir Rakhimow (z przesiadką), gdzie jest stary dworzec autobusowy. Jednak stąd nie ma taksówek, muszę jeszcze podjechać do hipodromu, który oddalony jest ok. 10 km. Taksówkarze żądają za przejazd tego odcinka 2000s, ale udaje mi się wsiąść do taryfy, w której już są pasażerowie i płacę tylko 1000s. Kiedy wysiadam, od razu "łapią" mnie taksówkarze i prowadzą do odpowiedniej taryfy (Nexia). Jak zwykle trzeba poczekać, aż zbierze się komplet pasażerów, no i potargować. Płacę za przejazd (450 km) 15000s, choć inni płącą mniej, chyba 12000s. Ale już nie mam siły się targować, a poza tym jest to jedyne auto jadące do Shakhrisabz, a jest już prawie 7 godzina. I choć trasa prowadzi przez Samarkandę, nie mam ochoty nocą się przesiadać i tracić czasu na szukanie autobusu czy taksówki. Cały czas jedziemy autostradą (w nie za dobrym stanie), ale kierowca grzeje ile wlezie. Oni tu w ogóle nie zdają sobie sprawy, co może się stać. Wyprzedzają na zakrętach, przejeżdżają linię ciągłą a kiedy ich zatrzymuje policja to i tak płacą.
a ten baran "wył" całą noc i nie mogłam spać
Czy coś przeskrobali, czy nie. Policja z tego żyje, a wszyscy płacą (we wszystkich krajach Azji Centralnej) bez szemrania.?
Po drodze jest dużo straganów z arbuzami i melonami, oraz tak jak np. w Turcji bazary przy szosie, gdzie można wszystko kupić i zjeść. Ceny tu są sporo wyższe niż normalnie. Na miejscu mam zamiar zatrzymać się w hotelu Aquarium (pokój "tylko" 25$), jednak jeden z pasażerów (student z Taszkientu) zaprasza mnie do siebie do domu. Jego miejscowość - Jakkabag jest oddalona jeszcze 15 km od Shakhrisabz.?
Jest już pierwsza w nocy, kiedy tam dojeżdżamy. Jego siostra już czeka na nas, proponuje mi jeszcze jakiś posiłek, ale ja już marzę tylko, aby się położyć. Dostaję posłanie na ziemi w pokoju gościnnym. Zresztą takie tu są zwyczaje, gość dostaje najlepsze pomieszczenie. Dom jest spory, mieszka w nim ok. 10 osób, duże patio, mnóstwo winogron, niestety brak jakiejkolwiek możliwości umycia się. No nic, brudna kładę się spać i choć jestem padnięta to nie mogę zasnąć, bowiem do drzewa przywiązany jest baran, który beczy całą noc. Tu jednak chyba nikomu to nie przeszkadza.?
Następnego dnia budzę się już wcześnie rano z nadzieją, że będę się mogła umyć, ale widzę, że wody w misce jest niewiele, nie chcę jej więc zużywać. No nic, jakoś to przeżyje. Jeszcze jeden dzień bez prysznica. Zjadam pyszne śniadanie: herbata, chleb (nan), smażone ziemniaki z jajkami, winogrona i jakieś tam słodycze. Samar (bo tak nazywa się ten student) jedzie razem ze mną do Shakhrisabz, bowiem ma tu coś do załatwienia. Bagaż zostawiam w hotelu i zwiedzam miasto. Nie ma za dużo turystów, większość przyjeżdża tylko na kilka godzin z Samarkandy. Tu rzeczywiście jest fajnie, nikt nie oszukuje a ceny za wstępy do poszczególnych obiektów są bardzo niskie (1500s). Zniżek żadnych nikt nie respektuje.