środa, 4 lip 2007 Babu, Chiny
Tu jak zwykle - normalna procedura: prześwietlanie bagażu i sprawdzanie biletów. Dworzec kolejowy w Harbinie jest bardzo długi i trzeba się sporo nachodzić nim się dojdzie do właściwej poczekalni. Przede mną grupa Rosjan z tobołami też biegnie do poczekalni, ale dla VIP-ów. Jestem już strasznie zmęczona i marzę, aby wsiąść do pociągu, muszę jednak jeszcze swoje odczekać. Zawsze wpuszczają ludzi na peron w ostatniej chwili i wtedy wszytko pcha się i leci na hurra. Najpierw zajmuję swoje miejsce (hard seat) i kiedy pociąg opuszcza dworzec idę zorganizować sobie kuszetkę. Czeka mnie ponad 20. godzinna podróż tym zatłoczonym, brudnym i śmierdzącym wagonem. Mam już dosyć ciągłego przepychania się między ludźmi i bagażami (nigdy nie starcza na nie miejsca na półkach) po wrzątek, stania w kolejkach do toalety, braku wody w umywalkach (zresztą ciągle ktoś na nich siedzi i blokuje dostęp), śmieci na podłodze, zapachu zupek chińskich itd. Bez problemu dokupuję bilet na kuszetkę -114Y i przenoszę się do innego wagonu. Jest oczywiście pusty. To celowa polityka kolei chińskich. Ponoć zostawiają mnóstwo biletów biurom podróży a te kasują odpowiednią prowizję od sprzedanego biletu : 40-50Y Moja radość z pustego wagonu nie trwa długo, powoli zapełnia się on i rano stwierdzam, że jest już komplet pasażerów. Ale nic to, mogę porządnie się wyspać i światło nie razi mnie w oczy.
główna ulica w Mohe
Tu gasi się je już o 23. a w hard seat pali się całą noc no i łażą ludzie w tę i z powrotem. Dodam jeszcze, że pościel jest używana (w hotelu Saga w Pekinie podpatrzyłam, że zmieniają tylko prześcieradło i powłoczkę na poduszkę a kołdra zostaje po poprzedniku). I nie ma tej hałaśliwej muzyki od 5. rano. Trochę jestem zmęczona już tym hałasem w Chinach.
Za oknem lasy, tak jak na Syberii, tajga ciągnie się kilometrami. Pociąg zatrzymuje się na maleńkich stacjach i konduktorzy zapraszają mnie na peron do robienia zdjęć (zna mnie już cała obsługa pociągu). Wioski są małe, domy przeważnie z drewna, którego jest tu pod dostatkiem i wiele chałup jeszcze jest krytych strzechą. Nareszcie widzę normalne krowy (na południu Chin są tylko bawoły) i dużo koni. Chłopi obrabiają pola na traktorach. Chyba krajobraz ten niewiele różni się od ojczyzny Borata.
Pasażerowie z przedziału martwią się o mój nocleg i proponują mi najdroższy hotel w mieście, bagatela za 200Y. Przychodzi nawet jakaś kobieta, która jest taksówkarką i chce mnie tam od razu zawieźć, jak tylko dotrzemy na miejsce. Ja jednak jej dziękuję. Inna z kolei dzwoni do swoich znajomych i okazuje się, że to nauczyciele angielskiego z jednej ze szkół. Przyjeżdżają po mnie mini busem i wiozą do miasteczka (na mój gust to mieszka tu może 10 000 - 15 000 ludzi).
tu można się poczuc jak na Syberii
Jak zwykle nikt nic nie wie na ten temat.
Na tyłach tego drogiego hotelu (Beiji Chun) jest kilka tanich i w jednym z nich CAIZHENG HOTEL znajduję nocleg za 25Y w pokoju 3 os. bez łazienki. Ale i tak jestem w nim sama. Jest to hotel rodzinny, tylko trochę wkurza mnie, bo cała rodzina śledzi każdy mój krok. Na tyłach hotelu, jest kawiarenka internetowa - 2Y/1h. Samo miasteczko ma dosłownie 2 główne ulice, sklepy mieszczą się w małych, ciemnych pomieszczeniach. Najokazalsze są oczywiście gmach władz miasta, partii, banku, stacji autobusowej etc. Bloki mieszkalne, obecnie remontowane przypominają mi podobne widziane w miastach Rosji. O dziwo jest tu stosunkowo czysto, ale widziałam miejsce za miastem, gdzie wyrzuca się śmieci...
Dla mnie najciekawszy jak zawsze jest targ. Oprócz wcześniej widzianych w Chinach owoców i warzyw są tu czereśnie, jagody, czerwone, długie rzodkiewki i mnóstwo orzechów, szyszki, nasiona owoców lasu, kwaszone ogórki (pycha)... i ser (podobny do żółtego) w długich cienkich plastrach w który zawija się np. nać pietruszki albo zieloną cebulkę lub kolendrę, rzodkiewkę i kawałek ogórka zielonego i taka przekąskę zajada się w podróży lub do piwa. Wszędzie królują baranie szaszłyki i pierogi z mięsem i grzybami, ale zupełnie inne niż u nas. Moczy się je w odrobinie sosu sojowego zmieszanego z papryką chili, niekiedy dodaje się odrobinę octu. Niestety nie ma tu świeżego mleka sojowego, a bardzo mi go brakuje.