środa, 4 lip 2007 Babu, Chiny
do "zagrod" wjeżdża się takimi bramami
Wstałam późno, bowiem pokój miałam bez okna. Szybko zebrałam się i pojechałam na dworzec autobusowy (A 101, 103) za jedyne 1Y. Zamierzałam kupić sobie bilet na nocny autobus do Mohe na samą północ prowincji oraz zostawić bagaż i dopiero wyruszyć w "miasto". Przechowalnia bagażu na dobę to koszt 10Y. W kasie okazuje się, że nie ma takich autobusów i muszę iść na dworzec kolejowy. Mieści się on na szczęście na przeciwko dworca autobusowego, więc jest to super, ale bagażu już nie przenoszę. Jak zwykle przed dworcami tłumy koczujących podróżnych, naganiaczy, taksówkarzy i żebraków. Robię trochę zdjęć i pędzę do kasy. Tu też kolejki ale posuwają się dosyć szybko. Chcę kupić sobie bilet "hard sleeper", jednak jak zwykle brak, biorę więc "hard seat" (1300 km - 131Y).
Moim głównym celem w Harbinie jest zobaczenie tygrysów syberyjskich w parku za miastem i zwiedzenie miasta. Tuż koło dworca PKP, po wyjściu w prawo jest wąska, zaśmiecona, pełna straganów ulica. Tu właśnie znajduje się przystanek autobusu nr 88 (1Y) i nim można dojechać "prawie" do parku. Na tej ulicy jest mnóstwo tanich jadłodajni, straganów z owocami itd. Są tu też jakieś tanie hotele. Podróż autobusem trwa ponad godzinę i przemierza on całe miasto. Można zobaczyć różne dzielnice Harbinu, nawet te nie dla turystów. Cały czas czułam się jak w Rosji.
muzeum i sklep z pamiÄ…tkami
Wstęp do parku (SIBERIAN TIGER PARK) kosztuje 65Y i żadnych zniżek nie ma. Pełno tu rosyjskich i chińskich turystów, plecakowiczów w ogóle w tym mieście nie spotkałam. Zwiedzanie klatek z tygrysami odbywa się w okratowanych mini busach. Tygrysów jest tu ponad 800 sztuk ale zwiedzający mogą obejrzeć tylko część z nich. Cały kompleks przypominał mi obóz koncentracyjny, za każdym razem otwierała się brama a strażnicy na wieżach pilnowali porządku i bezpieczeństwa. Zwierzęta są rozleniwione, rzadko się ruszają i przyzwyczajone są do widoku aut i ludzi. Nie wyobrażam sobie, aby mogły przeżyć na wolności. Ruszają się tylko, gdy ktoś wyrzuci z samochodu żywą kurę, kaczkę, kozę lub owcę. Wszystko można zakupić przy wejściu, oczywiście po wygórowanej cenie. Zwiedzanie trwa tylko pól godziny, ale oprócz tego można jeszcze pochodzić nad klatkami innych osobników, też tygrysów oraz pum, leopardów, lwów itd.
Podczas zwiedzania parku poznaję grupę nauczycieli z Wuhan i zabierają mnie ze sobą (mini busikiem) z powrotem do centrum. W ciągu dnia jest upalnie i duszno, chyba sporo ponad 20C. W samym centrum znajduje się przepiękna cerkiew Św. Zofii z 1904r. Wstęp - 35Y !!! A obok na scenie występy rosyjskich i chińskich grup tanecznych. Niestety zaczyna się chmurzyć i po chwili leje deszcz, a to oznacza koniec mojego zwiedzania. Nie zdążam ze wszystkim i ląduję na internecie, aby uporządkować zdjęcia.
Ceny jedzenia w centrum są wysokie, dominują fast foody, ale ja zawsze odchodzę w boczne uliczki i znajduję coś naprawdę chińskiego. Jednak tu na północy jedzenie jest zupełnie inne niż w Guangxi i nie smakuje mi już tak bardzo. Jest dużo wyrobów cukierniczych (ciast) i wędlin.
Wieczorem wracam na dworzec i o zgrozo, kiedy chcę odebrać mój bagaż, okazuje się, że dworzec autobusowy jest już zamknięty, a jest dopiero około 21. Pociąg mam o 21.55 Ktoś jednak podpowiada mi, aby pójść od tyłu dworca i tu ulga - dobrze, że parę osób z obsługi "mieszka" na dworcu autobusowym, w przeciwnym razie nie odebrałabym swojego plecaka. Szczęśliwa, że mam swój bagaż wchodzę do poczekalni dworca kolejowego.