środa, 4 lip 2007 Babu, Chiny
Harbin-przed dworcem PKP
Dziś rano opuściłam Pekin i już jestem w innym świecie, w Heiliongjiangu na północy Chin, a dokładnie w jego stolicy - Harbinie. Przyjechałam tu pociągiem (hard seat, 11.5h = 157Y) zapełnionym po brzegi podróżnymi. Pociąg w ogóle nie został posprzątany po poprzednim kursie. Postanowiłam dalej, jeśli tylko się da, jeździć autobusami. Dosyć mam tych kolejek do WC, braku wrzątku, przepychania się przez korytarz pełen bagaży i ludzi, itd. Ludzie koczowali we wszystkich możliwych miejscach a matki wysadzały małe dzieci, gdzie tylko się dało. Niby podkładały jakieś gazety, ale przecież mogły to robić w toalecie.
Krajobraz za oknem pociągu był bardzo monotonny, płaski, osnuty mgłą. Pola i lasy, miasta i fabryki. Trochę przypominał mi nasze klimaty. I tak nic się nie zmieniało przez 1288 km. W Harbinie już zupełnie inna pogoda, dużo chłodniej i nawet trochę kropiło.
Po wyjściu z dworca otoczył mnie rój naganiaczy, ale szybko skierowałam swoje kroki w stronę autobusu, by dostać się do centrum i znaleźć hotel polecany przez LP: Zhongda Dajiudan położony przy głównym deptaku. Niestety nie ma dormów, najtańszy pokój z łazienką 100Y. Ale i tak spędziłam tu tylko jedną noc.
W mieście pełno rosyjskich turystów i znowu wszyscy mówili do mnie w tym języku. Ja im jednak odpowiadałam po chińsku, że nic nie rozumiem. Miasto ma iście rosyjski klimat, nawet takie restauracje jak Mc Donald czy KFC mieszczą się w starych zabytkowych i trochę dziwnych kamienicach. Jakoś tak mi to nie pasowało gdy porównywałam z Pekinem. Ulice wykładane kostką lub kocimi łbami, pełno dziur i kałuż no i wszędzie śmieci. Tu w ogóle nie czuło się atmosfery zbliżającej się olimpiady.