środa, 6 sie 2008 Wieliczka,
W Mongoli kamienie pełią funkcję znaków ostrzegawczych!
Rano pobudka, śniadanko i wyruszamy w stronę miasteczka Ulaangom. Znów ponad 100km przez szutrowo - piaskowe bezdroża.. Do miasta docieramy późnym popołudniem i znów spotyka nas niemiła niespodzianka ze strony Mongołów. Na wjeździe do miasta stoi budka ze szlabanem, przy której pobierane są opłaty za wjazd do miasta - nic nowego gdyż płaciliśmy już kilkakrotnie, zawsze tak jak na bilecie 500 tugrików (ok. 1zl). Tym razem chcą od nas po 10 tys. tugrików i nie chcą pokazać biletu. Mocno zirytowani, wrzucamy im przez okienko 4 tys. - tyle ile się należy, Damian wyrywa od kasjera 4 bilety i wszystkimi maluchami stajemy w poprzek szlabanu, uniemożliwiając przejazd w obie strony i głośno trąbiąc czekamy aż podniosą szlaban. Po 5 minutach naciągacze odpuścili i otworzyli nam przejazd. W miasteczku parkujemy przed mini marketem, żeby uzupełnić zapasy na dalszą podróż. Na parkingu znów spotykamy reporterów mongolskiej telewizji, którzy zaciekawieni niecodziennym zjawiskiem przeprowadzają z nami wywiad. Pod wieczór ruszamy w stronę oddalonej o ok. 200 km od miasteczka granicy z Rosją i zadowoleni z od dawna niewidzianego asfaltu mkniemy przez noc, by jak najprędzej dotrzeć do celu. Po ok. 100 km naszym oczom ukazuje się dziwny widok - granica. Dziwny, ponieważ o 100 km za wcześnie. Okazało się, że poniesieni euforią jazdy po równej drodze nie zwracaliśmy uwagi na jej kierunek i dojechaliśmy pod zupełnie inne przejście dostępne wyłącznie dla Mongołów i Rosjan. Tędy nie przejdziemy, więc z powrotem 100 km do miejsca, w którym zaczęliśmy. Przygoda z myleniem drogi dopiero się rozpoczęła.
Więcej o wyprawie:
na oficjalnej stronie pod adresem http://www.dzicz.pl