środa, 6 sie 2008 Wieliczka,
Po niezwykle odprężającym noclegu na luksusowej łące u skraju lasu i pożywnym śniadaniu w postaci chleba, dżemu i tego kto co znalazł w swoim maluchu ruszyliśmy w stronę Czelabińska. Droga wiedzie przez Ural. Malowniczo wijąca się wstęga asfaltu, licznymi serpentynami opadająca i wznosząca się to w górę to w dół po zielonych krajobrazach przypominających Beskidy tyle że 100 razy większe jest dla nas nie lada urozmaiceniem po nużącej jeździe przez step. Maluszki całkiem nieźle radzą sobie w górzystym terenie i dzielnie pokonują kolejne podjazdy. Pomimo tego jedzie się nie zbyt dobrze ponieważ droga jest dosyć wąska, jeździ nią masa tirów i często trzeba jechać 20 km/h przez długi czas zanim nadarzy się okazja do wyprzedzenia. Na wieczór udaje nam się jednak dojechać do Czelabińska, gdzie robimy małe zakupy na kolacje. Na parkingu przed sklepem w Czelabińsku jak zresztą w każdej innej miejscowości po drodze maluchy wywołują spore zainteresowanie. Ludzie zatrzymują się, oglądają, robią sobie zdjęcia, rozmawiają z nami. W zasadzie każda rozmowa zaczyna się tak samo: "co to za maszyna?". Aż dziwne że ktoś może nie wiedzieć co to jest maluch! Potem seria pytań, skąd jesteście? gdzie jedziecie? po co tam jedziecie? jaki jest cel waszej podróży? I życzą nam wszystkiego dobrego.
Na noc zajeżdżamy pod jezioro za Czelabińskiem i rozbijamy obóz.
Więcej o wyprawie:
na oficjalnej stronie pod adresem http://www.dzicz.pl