środa, 6 sie 2008 Wieliczka,
Na granicę wjeżdżamy ok. 11. Z wizami ku naszej uciesze nie ma żadnych problemów, nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. Problem natomiast pojawił się z porożem kozła należącym do Marcina, które dostał od byłego ministra leśnictwa Mongolii za naprawę malucha należącego do jego córki. Niestety, pomimo listu od ministra, nie pozwolono nam przewieźć rogów i musiały zostać na granicy. O jednego suwenira mniej. Po rosyjskiej stronie spędzamy resztę dnia. Nasz przyjazd rozpoczyna się od półtora godzinnej przerwy obiadowej, która właśnie się rozpoczęła. Później celnicy nie robią nam żadnych problemów, atmosfera miła, lecz w labiryncie pokoików, po których musieliśmy się błądzić by gromadzić kolejne pieczątki na kolejnych świstkach, by potem wracać do pokoików, w których już byliśmy i pokazać, że mamy pieczątkę z następnego pokoiku, co pozwoliło na otrzymanie drugiej pieczątki z tego samego pokoiku... jednym słowem mętlik! Chodzenie od przysłowiowego Annasza do Kajfasza i przeciskanie się przez cały autobus Kazachów, którzy przechodzili ten sam niezwykle ważny i skomplikowany proces zajmuje nam ponad 4 godziny. Około godziny 17 ostatni stempel wbity - możemy jechać!
Więcej o wyprawie:
na oficjalnej stronie pod adresem http://www.dzicz.pl