środa, 6 sie 2008 Wieliczka,
Maluszki pod klasztorem Erdene Dzu
Po noclegu na stepie kolejnego dnia docieramy do Karakorum. Najpierw szukamy szpitala, ponieważ palec Marcina po uderzeniu młotkiem kilka dni wcześniej, zaczął przybierać coraz dziwniejsze barwy a pod paznokciem uzbierało się sporo substancji, która zdawała się zaczynać żyć własnym życiem. Za jedyne 20 tys., tugrików (ok. 40pln) mongolscy medycy naprawili palec, przepisali antybiotyk, który miał zapobiec zakażeniu i życzyli nam szerokiej drogi. Kolejną sprawą było przeklepanie resoru w pomarańczowym maluchu, który poległ w konfrontacji ze stepowymi wybojami. Znajdujemy zakład, który stanowił swojego rodzaju połączenie złomu, warsztatu i wylęgarni talentów. Dwóch Mongołów szybko i sprawnie demontuje resor, następnie na bloku silnika od UAZa za pomocą własnoręcznie wykonanego dziesięciokilogramowego młota, kilkoma zdecydowanymi uderzeniami nadają resorowi pożądany kształt. Pobierają skromną opłatę w wysokości 20 tys. tugrików, częstują nas dodatkowo całkiem smaczną zupką i zadowoleni ruszamy by w końcu zwiedzić legendarne miasto. Zaczynamy od klasztoru Erdene Dzu - głównego ośrodka religijnego Mongolii. Orientalna architektura i powiew historii związanej z monastyrem robią niemałe wrażenie. Poza klasztorem z dawnego Karakorum nie zostało zbyt wiele. Obecnie jest to zwyczajna prowincjonalna mieścina z brzydkimi budynkami, szutrowymi ulicami - generalnie nic ciekawego. W okolicy działa ekipa niemieckich archeologów, którzy próbują wydobyć z piachu pozostałości po dawnej stolicy imperium. Wałęsając się po miasteczku spotykamy dwie dziewczyny studiujące w Karakorum, które zapraszają nas do swojego "akademika" na nocleg. Łamaną angielszczyzną z wielkim trudem rozmawiamy do późna, wymieniając poglądy na temat życia żaka w Mongolii i Polsce. Po zakończonej debacie układamy się do snu by rano wyruszyć w kierunku północno zachodnim, który towarzyszył nam będzie przez najbliższy tydzień.
Więcej o wyprawie:
na oficjalnej stronie pod adresem http://www.dzicz.pl