środa, 6 sie 2008 Wieliczka,
Kolejnego poranka udaliśmy się na zwiedzanie okolicy. Odpaliliśmy nasze maluszki i spróbowaliśmy ich sił w terenie, gdyż miejsca do których się wybieraliśmy leżały na całkowitych bezdrożach. Zaskoczeni, że jedzie się całkiem nieźle, zaparkowaliśmy autka ok. 3km od buddyjskiego klasztoru, który postanowiliśmy zwiedzić. W parę chwil po opuszczeniu samochodów zjawił się Mongoł na koniu. Zaproponował małą zamianę - w zamian za przejażdżkę maluchem pozwoli nam się przejechać na jego koniu : Korzystamy z oferty, obydwie strony zadowolone. Po ok. 3 godzinach spacerowego zwiedzania udaliśmy się w drogę powrotną.
Po powrocie przyszedł czas na konfrontacje sił dziczy z nie do końca dzikim stadem koni! Za 4000 tugrików (ok. 4 USD) za godzinę każdy z nas dostał osiodłanego rumaka. Właściciel koni, który był również naszym przewodnikiem, przy rozdzielaniu koni przeprowadził z ekipą krótki wywiad - pytał czy ktoś umie jeździć, czy ktoś w ogóle jeździł itp. Jak się później okazało konie tych którzy powiedzieli że nigdy nie jeździli nie chciały przechodzić w kłus, nie mówiąc już o galopie - były to konie do pilnowania baranów. Natomiast pozostałe bardzo przyjemnie jeździły i nie sprawiały niedoświadczonym jeźdźcom żadnych problemów. Po wyczerpującej, dwugodzinnej jeździe wśród przepięknych zielonych pagórków przyszedł czas na krótki odpoczynek i zmianę jurty. Pojechaliśmy do poznanego dzień wcześniej na stacji benzynowej Bolda, który był kiedyś w Polsce i jak się okazało jego obóz z jurtami znajdował się niedaleko miejsca, w którym przebywaliśmy. Przy nowej jurcie przywitał nas sporych rozmiarów pies pasterski, który po zaprzyjaźnieniu się z członkami załogi całą noc spędził przed drzwiami jurty czuwając nad ich spokojnym snem.
Więcej o wyprawie:
na oficjalnej stronie pod adresem http://www.dzicz.pl