środa, 6 sie 2008 Wieliczka,
Kolejnego dnia ruszmy na trasę ok. 7 rano. W maluszku Damiana i Jana pojawił się problem ze skrzynią biegów. Przestał działać drugi i wsteczny bieg. Z racji że bez tego da się jechać postanowiliśmy podjąć działania naprawcze dopiero jak znajdziemy jakiś najazd dla samochodu. Takowy trafił się nam w miejscowości Swizań (jest to zapis fonetyczny tego co powiedział nam jeden mieszkaniec, niestety żaden z nas nie potrafi rozszyfrować zapisu tej nazwy w cyrylicy). Po zaglądnięciu pod spód auta okazało się że odpadła śruba mocująca skrzynię biegów do podwozia i to było przyczyną nie działania dwóch biegów. Fiat Made by Damian. Przy okazji skontrolowaliśmy poziom oleju w skrzyni, okazało się że jest niski. Wsiedliśmy w jednego maluszka i ruszyliśmy w miasto w poszukiwaniu oleju. Przypadek zaprowadził nas wprost pod drzwi salonu samochodowego Aleksandra. Aleksandr, jak nam się przedstawił elegancko wyglądający biznesman, bardzo się ucieszył na widok malucha i Polaków gdyż ma przyjaciela w Szczecinie a w Polsce robił interesy. Załatwił nam parę litrów oleju prosto z beczki, o zapłacie nawet nie chciał słyszeć. Wymieniliśmy z nim kilka zdań i wróciliśmy do zaimprowizowanego przy drodze warsztatu. Ja zmieniałem olej w skrzyni żółtego maluszka, a Marcin przeprowadził mały remont gaźnika w czerwonym, ponieważ trochę z niego ciekło i samochód palił ponad 7 litrów na 100 kilometrów, co przy wyniku poniżej 6 litrów pozostałych trzech jest dość znaczącą różnicą.
Po skończeniu zabawy z żółtym maluchem, stwierdziliśmy że skoro już mamy najazd do dyspozycji to zaglądniemy co dzieje się pod pozostałymi samochodami. Była to całkiem słuszna decyzja gdyż w białym maluchu okazało się że przetarły się mieszki osłaniające przeguby napędowe, przez pęknięcie uciekał smar i dostawały się piasek, pył, woda i inne zanieczyszczenia mogące doprowadzić do zatarcia się przegubów
W chwili gdy zorientowaliśmy się że zabrane przez nas mieszki na zapas nie pasują, naszym oczom ukazał się poznany niedawno Aleksandr. Zaparkował swoją terenową furę obok naszego najazdu, rozeznał się w sytuacji, zaprosił mnie i Czusa na pokład swojej maszyny i ruszyliśmy razem w poszukiwaniu mieszków. Niestety okazało się że rosyjska myśl techniczna znacznie odbiega od polskiej i nie udało nam się znaleźć nic podobnego. Ale jak to w maluchu - gdy brakuje części zamiennych pomocna okazuje się taśma klejąca. W czasie gdy my z Aleksandrem jeździliśmy po mieście w akompaniamencie puszczanych przez niego Rolling Stones'ów i Ozzy Osbourne'a chłopaki zrobiły fachową regenerację mieszków i maluch był gotowy do drogi. Na końcu pomarańczowy maluszek - mój i Marty, z nieukrywaną dumą przyznaje - nic do zarzucenia.
Na podjeździe spędziliśmy prawie cały dzień, pod wieczór opuściliśmy miasto w poszukiwaniu noclegu na łonie natury.
Więcej o wyprawie:
na oficjalnej stronie pod adresem http://www.dzicz.pl