Widok na miasto z restauracji hotelowej
Choć nazwie hotelu, w którym byliśmy dotychczas zakwaterowani przyświecało słowo -International- a na progu witał gości napis -go anywhere, stay here-, obsługa hotelowa nie mówiła po angielsku. Załatwienie podstawowych spraw stanowiło nie lada wyzwanie.
Z początku coś co wydawało się przyjemne, po czasie stało się uciążliwe. Kelnerzy, np. notorycznie zaczepiali mnie prosząc o zdjęcie, donosili serwetki (o które nie prosiłam) itp. Poznając wszystkie zwyczaje panujące w hotelu i wszystkie pracujące w nim osoby
(z managerem na czele) przyszedł czas na wyczekaną przeprowadzkę.
O szukaniu mieszkania w Liaoyang mogłabym napisać rozdział książki. Łącznie obejrzałam około 15 lokali, odwiedzając zarówno tradycyjne mieszkania w niskiej zabudowie, drapacze chmur oraz tzw. strzeżone osiedla. Zanim ostatecznie podpisaliśmy umowę z właścicielem, po raz kolejny utwierdziliśmy się w przekonaniu, że Chińczycy bardzo długo nad wszystkim debatują. Czasami ma się wrażenie, że dyskutują nad oczywistościami, w naszym rozumieniu nie wartymi żadnej uwagi. Zaobserwowaliśmy też wiele cech wspólnych we wszystkich odwiedzonych mieszkaniach.
W łazience, np. króluje prysznic. Nie jest on obudowany, nie ma w nim brodzika czy zasłonki. Można sobie tylko wyobrazić jak bardzo trzeba sie nagimnastykować, aby w trakcie kąpieli nie zalać całej łazienki.
Kto powiedział, że najbliższe otoczenie musi być zadbane? Ważne, że jest gdzie zaparkować samochód.
Tym bardziej, że prysznic w większości mieszkań zamontowany był pomiędzy pralką a toaletą...
Chińczycy uwielbiają wieszać na ścianach wielkoformatowe zdjęcia swoje oraz swoich dzieci, wnuków. Nad łóżkiem obowiązkowo z wesela, w salonie fotografie dzieci aranżowane na pocztówki maluchów w przebraniu.
Jeżeli chodzi o chińską kuchnię to nie ma w niej, np. piekarnika. Lodówka z kolei najczęściej wyniesiona jest do dużego pokoju.
Jest jeszcze jedna kwestia warta wspomnienia. Stosunek Chińczyków do porządku. Odnosi się wrażenie, że dla Chińczyków liczy się jedynie prezencja własnego mieszkania. Nikt nie przejmuje się tym, że dwa metry od klatki osiedle tonie w śmieciach. Nikt również nie dba o czystość okien. Dotyczy to zarówno mieszkań w niskiej zabudowie, jak i apartamentów na 25 piętrze wieżowca. Chińczycy wyrzucają papierki po jedzeniu wprost pod swoje nogi, spluwają na ulicę, zdarza się, że wymiotują. Mówiąc kolokwialnie, trzeba uważać, aby przypadkiem w coś brzydkiego nie wdepnąć...
Ponieważ nawet do najgorszych obrazów można się przyzwyczaić, sytuacje, które obserwowałam w pierwszych dniach po przyjeździe wydawały mi sie na tyle abstrakcyjne, że pewnych miejsc wolałam po prostu unikać. Teraz, z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że widok bocznych ulic nie robi na mnie żadnego wrażenia. Każdego dnia zapuszczam się dalej i dalej, ciekawa tego co znajdę za rogiem.
W poznawaniu nowych miejsc właśnie ten moment uważam za najciekawszy. Moment, w którym ciekawość zwycięża strach. Moment, w którym idzie się dalej, sięga po więcej, odczuwa pełniej.