piÄ…tek, 8 cze 2012 Hanoi, Wietnam
Widzowie Pobudkę zaplanowaliśmy na 7.30, ale zgiełk dochodzący zza okna obudził nas wcześniej. Dzień rozpoczęliśmy od wizyty na wyścigach konnych. Jeśli miałabym je opisać to ciężko, bo żadnej gonitwy nie widzieliśmy. Tłum zgromadzony dookoła toru, już od wczesnych godzin porannych zajmował najlepsze miejsca - również na drzewach i dachach pobliskich domów. Imprezę rozpoczynają przemówienia, następnie zawodnicy spacerują po torze i prezentują swoje konie. Byliśmy zaskoczeni, że konie, na których zawodnicy jeżdżą są mniejsze niż w Europie. No ale czemu się dziwić, tu wszystko jest dostosowane do wysokości Wietnamczyków. Potem poszliśmy na śniadanie - melon milk shake polecam. Dalej ruszyliśmy na targ. Wizyta na targu jest obowiązkowym elementem zwiedzania Bac Ha. Na prawdę warto zobaczyć, jak wygląda handel, w tym pełnym sprzeczności kraju. Oprócz chust, torebek i innych wyrobów sprzedawanych przez kobiety z rodu Hmungów, można tu kupić świeże mięso prosto z drewnianego stołu, rzadko przykrytego ceratą. Mięso można dotknąć i dokładnie obejrzeć przed dokonaniem zakupu. Jeśli chcesz kupić mięso, zgłaszasz się do sprzedawcy, który lekko zardzewiałym tasakiem tnie tyle, ile chcesz. Można tu nabyć udziec knura z jądrem, psa z długim ogonem, głowę świni oraz wszelkiego rodzaju wnętrzności różnych zwierząt. Ryby świeżo wyławiane z wody na miejscu są obrabiane. Na odwiedzających czekają również handlarze żywym towarem. Forma prezentacji zwierząt jest okrutna, czasem nawet sadystyczna. Naturalne kolory i niedoskonałe kształty owoców tworzą niesamowity obraz, zachęcający do zakupu. Coś wspaniałego. Można tu również skosztować tradycyjnych wietnamskich przysmaków, tj. grillowane jelita, żabie udka, kurze łapki..ja skosiłam się na kleisty gotowany ryż, zawinięty w liść palmowy. Takie zawiniątka widziałam jedynie w programach podróżniczych, jednak nie miałam pojęcia, co to jest..a to po prostu jest zwykły ryż, bez bliżej określonego smaku. Na targu byliśmy nie lada atrakcją, chyba taką samą jak oni dla nas. Dotykali nas, wykrzykując z daleka "hello" , a nawet chcieli się z nami fotografować.