piątek, 8 cze 2012 Hanoi, Wietnam
Granica z Chinami Do Sa Pa podróżowałyśmy prywatnym busikiem, który miałyśmy zarezerwowany przez managera hotelu w Hanoi. Podróż należała do bardziej komfortowych z dotychczasowych transportów, jakimi podróżowałyśmy. Dołączyłyśmy do wycieczki Amerykanów i razem z nimi dotarłyśmy do kolejnego punktu naszej podróży - do Sa Pa. Po drodze mieliśmy krótki postój, tuż przy granicy z Chinami. Widoki, rozciągające się podczas podróży, zapierały dech w piersiach, obrazy jak z magazyny Nationals Geographic. Cud natury - wysokie góry, o nieregularnym poszyciu, bujna roślinność rozchodząca się po zboczach gór, poletka uprawne ryżu a na dole malutki strumyk, w którym są zatopione wielkie głazy. Piękna dolina otulona wysokimi górami. Do Sa Pa podróżowałyśmy bez zaprzyjaźnionych Hiszpanów. W Sa Pa zakwaterowano nas w całkiem przytulnym hoteliku. Zwiedzanie miasta, zakupy i jedzonko. Miasteczko urocze, zupełnie inne niż Bac Ha. Tutaj jest cicho, spokojnie, ludzie przyjaźni ale nie nachalni. Jakby czas się zatrzymał... Zabudowa w miasteczku typowo górska - domy z cegły lub drewniane z kolorową elewacją i wąskimi okiennicami. Budynki ze szpiczastymi dachami, kilku piętrowe. Szerokie ulice, górski krajobraz. Podczas, gdy spacerowałyśmy po miasteczko bardziej ustronnymi uliczkami, zaczepił nas młody facet (Wietnamczyk) z prośba, aby zrobić mu zdjęcie z synem, bo nie ma aparatu. Dał nam swój email i poprosił o przesłanie zdjęć. Niesamowite zdumienie z naszej strony, bo telefon komórkowy posiada każdy mieszkaniec, non stop przez nie rozmawiają, dostęp do Internetu nieograniczony, w większości knajp Wi Fi, ale posiadanie aparatu fotograficznego jest tutaj czymś wyjątkowym. Czyżby były dla nich za drogie.. ?