środa, 6 sie 2008 Wieliczka,
Skoro u drugiej ekipy wszystko zdaje się być pod kontrolą, a wszyscy znajdujemy się już w Europie - od tej chwili bezpieczny powrót do domu nie stanowi większego problemu, ponaglani sprawami czekającymi na nas w kraju postanawiamy jechać dalej. Z ekipą białego malucha spotykamy się w połowie Ukrainy, pomiędzy miastami Żytomierz i Równe - maluch jedzie, co prawda na lawecie, a chłopaki w szoferkach dwóch tirów, ale lepsze to niż jazda 40km/h w wymęczonym samochodzie. Zanim jednak doszło do spotkania miejsce miała seria zdarzeń, które na długo pozostaną w pamięci podróżników. Ok. 70 km za przejściem granicznym jeden samochód odłącza się od pozostałych, ponieważ jest szansa, że jadąca w nim Dorota zdąży na ważną rozmowę kwalifikacyjną na swoich studiach. Po wzruszających pożegnaniach jeden maluch mknie dalej, a dwa stają na poboczu gdyż podróżnicy są zmęczeni i postanawiają przespać się parę godzin. Nie mija dwadzieścia minut, gdy dostajemy smsa, że w maluchu, który się odłączył złamał się resor! Pomimo szczerej chęci ruszenia z odsieczą pozostajemy w miejscu, w którym się zatrzymaliśmy, ponieważ żaden z dwóch maluchów nie da rady odpalić. Postanawiamy poczekać do świtu.
Gdy tylko się rozjaśniło zaglądamy pod klapę żółtego maluszka i po półgodzinnych zabiegach udaje nam się odpalić silnik.
Potem pozostaje już tylko zapiąć linkę do pomarańczowego malucha, pociągnąć go jakieś 500 metrów, dwa trąbnięcia, stop, odczepiamy linkę i jedziemy dalej - rutyna, która towarzyszy nam już od 5 tys. kilometrów. Dojeżdżamy do stojącego na poboczu czerwonego malucha, okazuje się, że resor jest całkowicie uszkodzony - złamane wszystkie pióra. Sprawa wygląda nieciekawie zwłaszcza, że jest niedziela 7 rano. Nie przeszkadza to jednak znaleźć człowieka, który oferuje swoją pomoc. Sławek, tak na imię miał nasz mechanik, zaprasza nas do swojego małego warsztatu, gdzie za pomocą migomatu naprawia dwa pióra w resorze, a pozostałe dwa zakłada z UAZ'a - nawet pasują! Za pomoc nie chce żadnych pieniędzy, prosi jedynie żeby przywieźć mu malucha z Polski, którego od nas odkupi, ponieważ podoba mu się takie auto, a jeśli sam chciałby je przywieźć na Ukrainę musiałby zapłacić wysokie opłaty celne. Zostawiamy mu namiary na siebie i ruszamy dalej. Znów się oddzielamy, tym razem już bez pożegnań i ruszamy w stronę Polski - czerwony maluch jedzie szybciej, dwa pozostałe są troszkę z tyłu.
W pewnym momencie pomarańczowy maluch strasznie słabnie, jedzie maksymalnie 50km/h a lekkie wzniesienia powodują konieczność wrzucenia pierwszego biegu. Nie jest dobrze! Podejrzewamy uszczelkę pod głowicą. Zatrzymujemy się by zbadać sytuację - okazuje się, że spadła nakrętka mocująca przepustnicę w gaźniku i to był powód utraty mocy. Zakładamy nową nakrętkę i tym razem z pełną mocą ruszamy dalej.
Więcej o wyprawie:
na oficjalnej stronie pod adresem http://www.dzicz.pl