środa, 6 sie 2008 Wieliczka,
Kolejnego dnia wstajemy skoro świt i kierując się znów na zachód zmierzamy w stronę Czelabińska. Biały maluch wyrusza tym razem pierwszy, a pozostałe w godzinę później za nim. Od tej chwili trasa upływać będzie pod znakiem męczącej jazdy z małą ilością przerw. Białego maluszka spotykamy pod zajazdem za Kurganem, ok 600km za Omskiem gdzie chłopaki zatrzymały się na kawę. Chwilę porozmawialiśmy, po czym oni ruszyli dalej a my poszliśmy na kolację. Po ok. godzinnej przerwie wsiedliśmy do swoich aut i jadąc niemal non stop przejechaliśmy ponad 1000 kilometrów dziwiąc się, że chłopaki z białego musieli odzyskać tempo, bo nigdzie po drodze ich nie mijaliśmy. Pomiędzy miastami Tambow a Kursk dostajemy smsa, z którego dowiadujemy się, że biały maluch znajduję się wciąż w okolicach Ufy - czyli jakiś 1500km za nami! Dochodzimy do wniosku, że musieli gdzieś po drodze pobłądzić. Zastanawiając się, co robić próbujemy się z nimi skontaktować. Jesteśmy w lekkiej kropce, ponieważ mają albo wyłączone telefony albo są poza zasięgiem a nie umawialiśmy się z nimi, na które przejście graniczne jedziemy, i nie wiemy czy czekając w miejscu, w którym się znajdujemy do nas dotrą, ponieważ jeżeli wybiorą inną granicę to pojadą całkiem inną trasą. Po wielu próbach dochodzi wreszcie do kontaktu i dowiadujemy się, że biały maluszek dostał niezły wycisk pokonując Ural, a z powodu częstego wykręcania jednej świecy, która była cały czas zarzucana olejem i którą trzeba było często czyści ukręcił się gwint w głowicy! Dla ratowania sytuacji chłopaki wkręcili świecę z dłuższym gwintem i jakoś jechali do przodu. Kolejne próby kontaktu znów nie przynosiły rezultatu - tym razem skończył im się kredyt na karcie. Doładowujemy im kartę przez Internet i w kolejnym smsie informujemy ich gdzie jesteśmy, pytamy czy dają radę, czy potrzebują jakiejś pomocy, wysyłki części zamiennych itp. Odpowiadają, że póki, co jadą z prędkością 40km/h, praktycznie nie gaszą auta i że spotkamy się w Polsce. Później kontakt znów się urywa.
W tym momencie dzięki pewnemu auto weteranowi, piewcy moralności, wielkiemu znawcy etyki i ortografii, człowiekowi, który bezbłędnie potrafi orzec, co dobre a co złe i który pomimo odległości paru tysięcy kilometrów i otrzymywania szczątkowych, niekompletnych informacji potrafił z niezwykła precyzją wskazać winnych całej sytuacji, osądzić ich i spowodować wśród rodzin uczestników wyprawy prawdziwą panikę, dochodzi do jednego z najmniej przyjemnych epizodów Rajdu! Panie A. więcej snu, mniej kawy i świeże powietrze na pewno nie zaszkodzą, a przed kolejnym bełkotem popełnionym na forum proszę się dobrze zastanowić nad potencjalnymi skutkami pańskich wynurzeń!!!
Więcej o wyprawie:
na oficjalnej stronie pod adresem http://www.dzicz.pl