środa, 6 sie 2008 Wieliczka,
Następnego dnia przychodzi pora na zwiedzanie miasta. Razem z Urtą i jej rodzicami jedziemy na kopiec braterstwa Mongolii i ZSRR z którego roztacza się widok na całe Ułan Bator. Monument nosi nazwę braterstwa, a nie przyjaźni. Zapewne słusznie, gdyż my już wiemy że przyjaciół można wybierać. Na kopcu stoi pomnik, który za pomocą kolorowych mozaik pokazuje liczne sceny z wspólnych dokonań obydwu narodów. Poniżej kopca znajduje się pomnik Buddy i pałac ostatniego króla Mongolii. Po zejściu z kopca udajemy się na plac Suhe Bator gdzie czeka na nas umówiona przez naszych przewodników mongolska telewizja! Zainteresował ich fakt przyjazdu do Ułan Bator czterech maluchów i poprosili o wywiad. Pani reporter wypytała nas o nasze pojazdy, o dotychczasowy przebieg wyprawy, o cel, o sponsorów, o to skąd wziął się pomysł itd. Wywiad wyemitowany został w narodowej telewizji tego samego dnia (można obejrzeć pod linkiem http://news.gogo.mn/video/news/40697 ),
W międzyczasie spotkamy już po raz kolejny załogę rally mongol która do Ułan Bator dotarła klasycznym brytyjskim piętrowym autobusem.
Po wywiadzie przyszła kolej na muzeum historii naturalnej. Na trzech piętrach rozmieszczone liczne eksponaty wśród których znaleźć można szkielety dinozaurów, wypchane zwierzęta występujące na terenie kraju, owady, ptaki i inne ciekawostki.
Następnie rodzice Urty zaprosili nas do tradycyjnej mongolskiej restauracji na pyszny obiad. Kelner podał dla każdego płonący tygielek na którym ustawiony był garnuszek z gotującym się wywarem. Następnie cały stół zastawiony został półmiskami z plastrami baraniny, makaronem, orientalnymi warzywami, grzybami, morskimi wodorostami i dziesiątkami innych rzeczy których nie potrafimy nazwać. Według własnego uznania każdy z nas za pomocą pałeczek wrzucał po trochę do garnuszka by po krótkiej chwili za pomocą tych samych pałeczek wyjadać ugotowane składniki.
Po obiedzie wraz z Urtą pojechaliśmy ok. 80 km na wschód od Ułan Bator na umówiony wcześniej nocleg w jurcie. Ger?- jak na jurtę mówią miejscowi - to naprawdę świetny wynalazek. Jest lekka, mobilna, jeśli jest zimno wystarczy wrzucić kilka szczapek do znajdującego się w środku małego piecyka by pochwali cieszyć się przyjemnym ciepłem, jeśli z kolei jest gorąco można podwinąć lekko wojłok i skórę które oplatają drewnianą konstrukcję by poczuć orzeźwiający wiaterek.
Więcej o wyprawie:
na oficjalnej stronie pod adresem http://www.dzicz.pl