środa, 6 sie 2008 Wieliczka,
Śpimy 6 godzin i kierujemy się na przejście pomiędzy Ukrainą i Rosją za miejscowością Krasnodon. Na miejscu jesteśmy o 11:40, ukraiński celnik dziwi się że w paszporcie mamy tylko jedną pieczątkę - potwierdzającą nasz wjazd do Ukrainy a nie mamy pieczątki potwierdzającej nasz wyjazd - czysty absurd, przecież taką pieczątkę powinien wbić nam właśnie on! Ale nie, dla niego to problem, on takiej pieczątki wbić nie może, każe nam jechać po nią na inne przejście (300km z miejsca w którym się znajdujemy) i mówi że może tam nam ją wbiją, no chyba że damy mu po 50 $ od auta to wtedy "no problem". Długa pertraktacja z celnikiem i telefon do konsulatu w Charkowie załatwił sprawę i jednak opuściliśmy terytorium Ukrainy za darmo.
No nie tak do końca za darmo bo na kolejnej bramce mieliśmy do wyboru całkowite rozpakowanie maluchów i sprawdzanie bagaży albo małą opłatę dla służbistów którzy w zamian przymkną oko i pozwolą nam jechać dalej. Tym razem 10 $ i bryłka soli z Wieliczki załatwiły sprawę.
Teraz Rosja. Szok. Dzicz.
Rosyjscy celnicy kazali nam wypakować dosłownie wszystko z maluchów które każdy z nas pakował po 2 dni, a teraz mamy 30 minut na ich rozpakowanie i ponowne zapakowanie. Najdziwniejsze jest to, że całej akcji towarzyszył uśmiech, serdeczność i zarówno nas jak i rosyjskich celników nie opuszczało poczucie humoru - oni musieli zrobić swoje - my swoje.
20 metrów za szlabanem mateczka Rosja przywitała nas najlepiej jak tylko można to sobie wyobrazić. Miejscowe chłopaki, wożące się "wypasioną" Ładą Samarą z neonami, halogenami i milionem watów mocy muzycznej kazali nam jechać za sobą, pokazali nam gdzie bankomat, gdzie sklep, wszystko to w akompaniamencie rosyjskiego punk-rocka i szampana lejącego się strumieniami który symbolizował radość ze spotkania z bratnim narodem Polaków. Chłopaki wywieźli nas za miasto, nakupili nam piwa, precelków i innych niezbędnych do przeżycia w Rosji artykułów. Zatrzymaliśmy się na poboczu, wyszliśmy z aut, Rosjanie kazali nam powąchać powietrze aby poczuć zapach stepu. Niesamowite wrażenie!?
-------------------------------
Jedziemy jak najdalej - tak postanowiliśmy i przemykając wieczorem przez Charków, gdzie ludzie machali i trąbiąc pozdrawiali nas robiąc zdjęcia, zapędziliśmy się prawie pod granice z Rosją (jakieś 40km przed). Po całonocnej jeździe zrobiliśmy "obozowisko" koło pomnika ofiar z 1919 roku. Przespaliśmy kilka godzin w śpiworach pod gołym niebem i około południa tutejszego czasu wystartowaliśmy na biurokratyczne potyczki przy przekraczaniu granicy.
Podsumowując poranek dodam że była jeszcze wymiana uszczelki gaźnika w czerwonym bolidzie, a żółtemu powyżej 75km/h dzwoni cosik w silniku... ale my nadal nieustraszenie mkniemy przed siebie :)
Więcej o wyprawie:
na oficjalnej stronie pod adresem http://www.dzicz.pl