lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Thimphu  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
czytasz blog:

Borneo 2014



26mar
2014

Orou Sapulot!

3 57 0  
  Keningau, Malezja, prowincja Sabah

Wodospad Kolejny raz pobudka przed 6 rano, bo o 6.30 ma się już po nas zjawić nasz przewodnik po Sapulocie. Kolejne 4 dni mamy spędzić w odległej części prowincji Sabah (do niedawna można się tam było dostać tylko rzeką). Jak się okazuje naszą 4 godzinną podróż odbywamy w raczej nowiutkim Nissanie Navara w skórzanych obiciach. Oprócz nas w samochodzie są jeszcze dwie Szwajcarki. Nasz przewodnik okazuje się przemiłym 30 letnim chłopakiem, który swoje wykształcenie zdobywał za granicą więc zna angielski bardzo dobrze. Po pierwszych dwóch godzinach zatrzymujemy się na śniadanie w ostatnim większym miasteczku (Keningau). Silas, bo tak ma na imię, tłumaczy co możemy zamówić i dodatkowo zamawia jeszcze rzeczy do podziału. Od tej chwili wszystko mamy all inclusive. Ewidentnie było to najsmaczniejsze śniadanie jakie zjedliśmy w Malezji. Do podziału Silas zamówił cudowne wręcz tosty z masłem i czymś na kształt syropu kokosowego. Niebo w gębie! Do tego nasi lemak, jedno z najpopularniejszych tu dań, czyli ryż gotowany w mleku kokosowym do tego jajko sadzone, prażone orzeszki, prażone małe anchois i pasta sambal. No bardzo to wszystko smaczne :) No ale dość o jedzeniu, dalsza podróż mija nam na dyskusjach wszelakiej maści, podczas gdy zapuszczamy się coraz głębiej po szutrowej drodze. Przy okazji dowiadujemy się, że w wiosce jest dziś wesele, w którym będziemy mogli uczestniczyć! I my Wow takiej bonusowej atrakcji się nie spodziewaliśmy.

Pierwszym przystankiem jest wodospad. Gdy dochodzimy na miejsce czeka już na nas gotowy lunch, podczas którego poznajemy ojca Silasa i właściciela - Ryśka (Richard) i mnóstwo dzieciaków (przerwa wakacyjna), a potem ruszamy w górę wodospadu. Jest to rozgrzewka przed tym co czeka nas jutro. Na górze jest miejsce do pływania, i tu zaczynają się wygłupy i wszyscy wskakują do baaarzo orzeźwiającej wody. Razem z lokalesami zjeżdżamy do wody naturalną zjeżdżalnią, chociaż dzieciaki włażą tam same nas muszą wciągać (a spróbujcie sobie na boso wbiec w górę wodospadu cwaniaki!). Gdy schodzimy w dół szansa na kolejną kąpiel tym razem w innej części wodospadu i tym razem ze skokami z 4-5m głazu wprost do wody! Następnie wracamy do jak się okazuje domu rodzinnego Silasa, gdzie mamy tylko chwilę aby ogarnąć się przed weselem!

Richard jest tak miły że użycza dziewczynom Sarongi, czyli tradycyjne spódnice. W domu oprócz nas jest jeszcze jakieś 6 osób, więc koniec końców sporą grupą białych człowieków ruszamy na imprezę. Na miejscu oprócz wielkich oczu całej wioski, która już chyba dawno nie widziała na raz tylu białych w dodatku przebranych w tradycyjne stroje, witają nas chyba wszyscy i to z wielką serdecznością. Wyznaczone nam zostaje miejsce w pierwszym rzędzie, a wszyscy fotografują z taką samą częstotliwością nas co my ich. Wszędzie pełno ludzi, a my zupełnie nie ogarniamy o co chodzi. Tradycja jest tu bardzo skomplikowana, a zaślubiny ekstremalnie drogie, dlatego bardzo rzadko odbywają się tu wesela. Ludzi Murut po prostu na nie nie stać. Nie dość, że Pan Młody musi złożyć ogromy posag (właściwie wykupić dziewczynę z jej rodziny, jak również zapewnić prezenty dla gości - normalnie wszystko na odwrót!). A my generalnie siedzimy sobie na ławecze gdzie podają ciepłą czekoladę i ciasteczka, potem sfermentowaną rybę (tej nie tykamy) i wino ryżowe (taki lokalny samogon - słabizna). Siedzimy tak nie do końca wiedząc co się dzieje i odwzajemniając kolejne uśmiechy i uściski dłoni. Podaliśmy sobie ręce chyba z całą wioską :). Nie odmawiamy sobie również tańców, taka lokalna wariacja znanego z polskiej remizy pociągu). Następnie idziemy na kolację, gdzie jak się okazuje mamy dwie kolacje bo dostaliśmy dania weselne jak i nasz gospodarz wziął przygotowane przez siebie potrawy. Jesteśmy oczarowani ludźmi Murut, którzy okazują się ekstremalnie gościnni, przesympatyczni. Zdecydowanie swoją gościnnością przewyższają Polaków, którzy podobno z niej słyną. Po kolacji wracamy jeszcze na chwilę na wesele (znów troszkę wina ryżowego - tym razem mocniejsze), a potem do łóżka. Jutro znów pobudka 6:30.

26mar
2014

W górę!

3 57 0  
  Keningau, Malezja, prowincja Sabah

Wschód słońca obserwowany z domu Richarda Wyobraźcie sobie wschód słońca wśród mglistych wzgórz lasów deszczowych, my nie musimy. A widok po prostu zapiera dech w piersi. Nie przeszkadza wcale wczesna godzina. W tak pięknej scenerii zbieramy się do wehikułu i w drogę - ku przygodzie. A tak się akurat zdarzyło, że dziś będziemy wchodzić na skałę. Skałę o wysokości 200 metrów. I niemal pionowych ścianach. Bez zabezpieczenia. Z Silasem się już pożegnaliśmy (pojechał do KK w interesach). Od tej pory przejmuje nas jego młodszy brat - Vergil, chyba jeszcze bardziej sympatyczny (choć może to kwestia ilości wypitych z nim tego wieczora Tigerów). Tak więc po krótkiej przejażdżce samochodem przesiadamy się na łódki, i już z rzeki mamy możliwość zobaczenia, z czym będziemy się mierzyć. Skała wygląda przerażająco i na pierwszy rzut oka dla amatorów nie do zdobycia.

Pierwsze 100 metrów to jeszcze zwykłe strome podejście pod górę. Tak więc ślizgamy się po błocie na górę zrywając pijawki z kostek (o ile w rejonie rzeki Kinabatangan ich nie było to tu już niestety dranie nam nie odpuszczają). Następnie Vergil ustawia nas w kolejności od najbardziej prawdopodobnych do wejścia do najmniej (jest nas 8 - zgadnijcie gdzie trafiliśmy). I ruszamy.

Wspominaliśmy już o pionowych ścianach? No więc są. Za zabezpieczenie służy lina, do której jednak nie jesteśmy przypięci, i która jest nam odradzana (stabilniej jest łapać za skały). Wschód słońca obserwowany z domu Richarda Tak więc w coraz większym upale mozolnie pniemy się ku górze. Na szczęście jest sporo miejsc na odpoczynek i złapanie oddechu. Pokonanie 100 metrów w górę zajmuje nam około godziny, a na szczyt dociera każdy z nas. Vergil nie może wyjść z podziwu, że zaliczyliśmy 100% skuteczność. A na górze widok jest po prostu niesamowity. Dookoła po horyzont rozciąga się dżungla poprzecinana jedynie rzeką. Tak więc przybijamy sobie po 5, nawadniamy tym co mamy, rejestrujemy taśmy prawdy i w dół.

Droga w dół jest jeszcze cięższa niż pod górę, no i tym razem nie można odpuścić. Zejść po prostu trzeba. Tymczasem dochodzi południe i słońce nieubłaganie grzeje pionowo z góry, a my gotujemy się w sosie własnym. Nasz oficjalny czas to 2:24. Ponoć jeden z lepszych jak na tak sporą grupę. Było naprawdę ciężko, choć tak jak stwierdził to Vergil - wejście na górę to 70% psychika i 30% sprawność fizyczna (dodatkowo otrzymaliśmy krótki instruktaż - cokolwiek nas ugryzie nie wolno puszczać się ściany - w końcu szpitalu można dostać serum na ukąszenie a lekarstwa na przemianę w plamę na ziemi jeszcze nie wynaleziono). Sami jesteśmy z siebie dumni.

Tak więc krótki lunch pod mostem i ruszamy łodziami do obozu nad rzeką. Dzisiejszą noc spędzamy w hamakach. Na miejsce Vergil dostarcza dwie zgrzewki Tigera (ciekawostka - mimo że Tigera rozlewa się również w Malezji, to taniej jest go szmuglować z Singapuru - i właśnie takiego pijemy). Tak więc po krótkiej drzemce zabieramy się za różnego rodzaju karciane "drinking games". Wieczór upływa nadzwyczaj szybko (i to nie przez to, że komuś urwał się film), spędzany na wymianie doświadczeń i zwyczajów. Na koniec do hamaka!

26mar
2014

Kolejny dzień gościnności plemienia Murut

3 57 0  
  Keningau, Malezja, prowincja Sabah

Taki tam pajączek Ależ dobrze spało nam się w hamakach. Tym razem rozpusta, wstajemy po 8 rano. Śniadanie, szybkie pakowanie i wyruszamy pieszo w stronę jaskiń. Na miejscu nie pozostaje nam nic innego jak załączyć latarki i zanurzyć się w ciemności. Zgodnie z ostrzeżeniem Vergila - jest mokro i wszędzie mnóstwo nietoperzych odchodów. Na początku staramy się ich jakoś unikać ale bliski kontakt jest nieunikniony. Wpierw jaskinia to ciąg korytarzy, pod naszymi nogami płynie strumień wody. Ponoć podczas opadów korytarze zamieniają się w rwące potoki. Całe szczęście, że dziś pogoda jest łaskawa. Jaskinia pełna jest nietoperzy a co gorsza pająków. I mówiąc pająki mamy tu na myśli bydlaki wielkości ludzkiej dłoni. Chyba nie musimy mówić, że zanim ktokolwiek złapie za skałę uważnie się jej przygląda.

Po około godzinie marszu wspinamy się na linach na kolejny poziom jaskiń, tu wody już nie ma, są natomiast niesamowite formacje skalne (Vergil pokazuje nam stalaktyt w kształcie odlewającego się gościa - chłopak ma wyobraźnię). Potem organizujemy sobie "total blackout". Oznacza to że gasimy wszystkie latarki i przez chwilę wpatrujemy się w nieprzeniknioną ciemność. Wniosek jest jeden. Lepiej by latarka w jaskini nie zgasła. Potem jeszcze chłopaki Murut próbują nas nastraszyć chowając się, ale im się nie udaje :P. Po wyjściu z jaskiń i powrocie do obozu zbieramy resztę rzeczy i wracamy do domu Richarda.

A w domu Richarda jak zwykle goszczą nas po królewsku. W tym czasie zaczyna się prawdziwa tropikalna ulewa. Decydujemy się więc na drzemkę, cała nasza czwórka (my i dwie Szwajcarki) padamy na materace jak muchy zasypiając niemal od razu. Gdy budzi nas Vergil pogoda jak to już bywało wcześniej zmieniła się o 180 stopni - świeci słońce. Pakujemy więc niezbędne graty i ruszamy na wodospad, by spędzić u jego stóp ostatnią noc.

Po drodze przekraczamy rwącą rzekę i łapiemy po kilka pijawek. Jest ich tam naprawdę sporo. Wodospad jest jeszcze lepszy niż przedwczoraj, a otaczające go kamienie zapewniają atrakcję jako skocznie i miejsca do wygrzewania się na słońcu. Tak więc chłodzimy Tigery i wieczór spędzamy nad wodą. A gdy robi się ciemno, zajmujemy się kolejną typową rozrywką dżunglową - karty (tym razem już bez drinking games). Te trzy dniu wśród plemienia Murut upłynęły nam tak szybko. A jutro już noc w KK i powrót do domu.

 


Odległość pokonana od ostatniego punktu (Kota Kinabalu, Malezja): ok , mierzona w linii prostej.
Całkowity przebyty dystans to ok. .

26mar
2014

Galeria (57)

 
  Keningau, Malezja, prowincja Sabah
 
  • Opublikuj na:
26mar
2014

Komentarze

 

Na mapie

 

Spis treści

1. Warszawa, niedziela, 9 mar 2014 Warszawa, Warszawa,
1 1
2. Dalej niż bliżej Amsterdam,
niedziela, 9 mar 2014
Amsterdam, Dalej niż bliżej, Amsterdam,
3. Kuala Lumpur, Malezja poniedziałek, 10 mar 2014 Kuala Lumpur, Malezja Kuala Lumpur, Malezja
2 16
4. First Polish this year Kota Kinabalu, Malezja
poniedziałek, 10 mar 2014
Kota Kinabalu, Malezja First Polish this year, Kota Kinabalu, Malezja
6 89
5. W przedsionku podwodnego świata Semporna, Malezja
środa, 12 mar 2014
Semporna, Malezja W przedsionku podwodnego świata, Semporna, Malezja
4 127
6. Welcome to the jungle Sandakan, Malezja
wtorek, 18 mar 2014
Sandakan, Malezja Welcome to the jungle, Sandakan, Malezja
3 12
7. Jak mBank popsuł nam dzień Kota Kinabalu, Malezja
niedziela, 23 mar 2014
Kota Kinabalu, Malezja Jak mBank popsuł nam dzień, Kota Kinabalu, Malezja
3 57
8. Orou Sapulot! Keningau, Malezja
środa, 26 mar 2014
Keningau, Malezja Orou Sapulot!, Keningau, Malezja
9. Kota Kinabalu, Malezja sobota, 29 mar 2014 Kota Kinabalu, Malezja Kota Kinabalu, Malezja
10. Kuala Lumpur, Malezja niedziela, 30 mar 2014 Kuala Lumpur, Malezja Kuala Lumpur, Malezja
11. Londyn, poniedziałek, 31 mar 2014 Londyn, Londyn,
12. Warszawa, poniedziałek, 31 mar 2014 Warszawa, Warszawa,

Na skróty

Podsumowanie

ostatni wpis:31 mar 2014  (10 lat temu)
pierwszy wpis: 9 mar 2014  (10 lat temu)
  
liczba tekstów:19
liczba zdjęć:302
liczba komentarzy:18
odwiedzone kraje:4
odwiedzone miejscowości:8

Uczestnicy

strona jest częścią portalu transazja.pl
© 2004-2024 transazja.pl

Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone