czwartek, 27 lis 2014 Kuwejt, Kuwejt
Przy wjeździe na wydmy zmniejszyliśmy ciśnienie powietrza w oponach aby zwiększyć przyczepność kół na luźnym piasku, po czym ruszyliśmy przed siebie. Założenie było proste: jechać przed siebie, dobrze się bawić, próbować nie zakopać się w piasku i rozbić obóz na noc w ładnym miejscu. Niestety stopień trudności trasy nie był wyzwaniem dla naszych kierowców. W porównaniu z katarskimi wydmami z zeszłego roku chłopaki czuli się nieco rozczarowani.
Słońce niebezpiecznie szybko zaczęło zbliżać się do wydm, a my nadal nie mieliśmy miejsca na obóz. Gdy jedno miejsce zaczęło się nam podobać, nasze dziewczyny oprotestowały je, twierdząc że jest tam za dużo życia wokoło. Pewnie miały rację, bo jak okiem sięgnąć piasek pokrywały przeróżne ślady pozostawione przez jaszczurki, węże i pewnie całą masę innych zwierząt. Zawróciliśmy i odnaleźliśmy miejsce znaczenie bardziej pustynne, zlokalizowane pomiędzy wydmami.
Noc była piękna, bezwietrzna i ciepła. Namioty stanęły dosłownie w parę chwil i zaczęliśmy zbierać się za kolację. W menu na ten wieczór były przewidziane kurze piersi z grilla w czosnkowo, paprykowo, miodowej marynacie, podane z ryżem. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku, mięso się marynowało, grill się rozgrzewał, grzała się woda na ryż i nagle... odleciał nam jeden namiot, później drugi, a cały obóz zaczął się kotłować pod naporem piasku i wiatru. Nie bardzo było wiadomo co ratować najpierw, obóz czy jedzenie. Nakryliśmy jedzenie i zaczęliśmy przenosić pokiereszowane namioty do niszy pomiędzy wydmami. Wiatr wiał praktycznie do samego rana, ale sytuację udało się opanować. Kolacja była pyszna, choć kurczak i ryż nieco skrzypiały pod zębami. Poza tym wnętrza namiotów zamieniły się w piaskownice, jednak uznaliśmy że tym tematem zajmiemy się tym o poranku.
Poranek nas zaskoczył całkowicie. Spaliśmy na środku pustyni, pośród piaskowych wydm, jednak po wyjściu z namiotów o świcie, naszym oczom ukazał się teren całkowicie spowity mgłą. Co więcej, namioty i w zasadzie wszytko było mokre od rosy - na pustyni!
Pogoda wróciła do normy jakąś godzinę później. Spakowaliśmy obóz i postanowiliśmy jeszcze nieco poszaleć po piasku. Wdrapaliśmy się na wysokie wydmy, skąd "najmłodszy" postanowił zjechać. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy to wbił się w piach i zakopał się zamiast ześliznąć.
Zabawa była przednia, ale czas naglił. Dość późno wyjechaliśmy ponowie na asfalt. Trzeba było ponownie zatankować, uzupełnić powietrze w oponach, nabrać kolejne litry wody, uzdatnić ją i zmyć z siebie tonę piasku.