czwartek, 27 lis 2014 Kuwejt, Kuwejt
Pierwotnie planowaliśmy obozować nieopodal Ras Al Jinz - rezerwatu żółwi morskich, ale ostatecznie zdecydowaliśmy ruszyć do sąsiedniej - większej - miejscowości Ras Al Haad i poszukać miejsca na plaży.
Na podstawie mapy satelitarnej wybraliśmy plażę na obrzeżasz miasta, nieopodal terenu budowanego lotniska. Niestety, wystarczyło zjechać po ciemku na plażę bez wcześniejszego sprawdzenia podłoża i jeden z naszych pojazdów zakopał się w miękkim piasku. Próby wydostania się nie powiodły się. Gdy zaczęliśmy odkopywać koła, podjechał niezniszczalny Nissan Patrol z Omańczykiem i propozycją pomocy. Zmniejszyliśmy ciśnienie powietrza w oponach, odkopaliśmy się i podpięliśmy przywieziony z Polski "kinetyk" i z pomocą jeszcze jednego Omańczyka wyszarpnęliśmy pojazd z piasku. Było już po 21-ej, a w rezerwacie żółwi musieliśmy zameldować się o 04:45. Szybko rozbiliśmy namioty i gdy praktycznie obóz był gotowy podjechał do nas pojazd. Oznajmiono nam że na tej plaży nie można robić obozów, a przede wszystkim nie wolno palić świateł, bo dekoncertuje to żółwie wychodzące w nocy na brzeg celem złożenia jaj. Mówił to facet, który zaparkował swojego pickupa na pełnych światłach skierowanych ku morzu. Udało się go przekonać, że zwiniemy obóz o 3 nad ranem. Pół godziny później przyjechał kolejny gość. Ten z kolei nic nie mówił tylko oznajmił że dzwoni po policję. Zamiast policji przyjechał kolejny gość, który na szczęście też dał się przekonać gdy pokazaliśmy rezerwację w Raz Al Jinz i obiecaliśmy wyjazd za parę godzin. Była jeszcze jedna wizyta, my dokończyliśmy wodną fajkę i koło północy poszliśmy spać. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Okazało się, że faktycznie rozbiliśmy się na plaży na którą przychodzą żółwie, a wszyscy nasi goście byli domorosłymi przewodnikami. Tak czy inaczej zauważyć trzeba, że - poza jednym - wszyscy nasi goście byli sympatyczni, grzeczni i rozmowni. Oman cały czas fajny jest!