niedziela, 24 sie 2008 berlin, niemcy
lokalny punkt gastronomiczny
Sweety guest house przy samej Khao San - jest sweety ale chyba z powodu naklejek myszki miki oraz oczywiści nie można zapomnieć o "przesłodkich" pokoikach wielkości w sam raz na łóżko i tyle czyli plecak wciśnięty gdzieś w niewielką szczelinę między łóżkiem a ścianą. Za to co za ruf top mieliśmy do dyspozycji... wliczony w cenę, bo pokoiki na ruf topie się znajdowały tylko padający deszcz musiał minąć aby absolut z bezcłówki mógł się bliżej z nami poznać na tym ruftopie :P
Pierwszy dzień w Tajlandii to delikatne całowanie się z Bangkokiem, czyli postanowiliśmy z mapą w ręce ruszyć przed siebie i zobaczyć to i owo. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy co chwilę jakiś miejscowy chcący nam pomóc wskazywał nam dokładnie inne miejsce niż te do którego chcieliśmy dojść, pod różnymi pozorami odradzali nam dalszego zmierzania do naszego celu, ot taki piękny zwyczaj . Po kilku zamotaniach w terenie wreszcie dotarliśmy do kompleksu świątyń o nazwie WAT PHO gdzie między innymi leży sobie pan Budda z błogim uśmiechem na twarzy, bo właśnie stan Nirvany osiągnął stąd i leżeć może sobie. Okoliczne świątynie robią wrażenie i powodują ogólny spokój i zadumę a może to z powodu ciągłego pocenia się intensywnego i braku wody w organizmie ??? Wieczorem wybraliśmy się na nocne targowanie czyli autobusem zapuściliśmy się do miejsca w którym do 23:00 można zakupić wszystko co się chce, szał zakupów znowu ogarnął nas choć to dziwne, bo ja (VT) osobiście w codziennej rzeczywistości zakupów nie lubię no chyba, że muszę.
Po intensywnym nocnym handlowaniu nastał czas na uczczenie i podsumowanie całego wyjazdu to też zmrożony litr Absoluta został uruchomiony.
świątynia WAT PHO
Początkowo były obawy co do niewielkiej ilości no bo 1L na 4 głowy w tym 2 damskie to chyba niewiele jak na polskie warunki imprezowe J a jednak po chwili od konsumpcji okazało się, że to nie są żarty i niektórzy musieli sobie chwile zostać samemu tam gdzie nawet król bez korony siedzi a jeszcze inni grzecznie zawinięci w kłębuszek niczym puszek kłębuszek z piosenki małej Natalii Kukulskiej, ale pozostawmy ten wątek bez nazwisk. :) Jak to się mawia dobra drzemka nie jest zła i po dłuższej lub krótszej chwili (około 34 minut) postanowiliśmy dalej ucztować na naszym ruf topie tylko trzeba było zaradzić jakoś na jeden mały, ale ważny problem- brak alkoholu. Niezrażony przypowieściami, że w tym kraju po 24:00 alkoholu się kupić nie da ruszyłem kilka kroków obok do znanego w pewnych kręgach sklepu seven/elewen i jakże było duże moje zdziwienie kiedy okazało się, że pan sprzedawca nie sprzeda mi alkoholu !! nic !!! nawet małego piwka !! a co dopiero o whiskey nie wspominając. Na całe szczęście instynkt imprezowy oraz dobra rada towarzysza drwinkowania wskazały mi otwarty kramik z różnościami oraz między innymi z alkoholem który to bez większych problemów został mi ze szczerym uśmiechem na twarzy sprzedany. W ten oto sposób mogliśmy spokojnie delektować się i czekać aż słońce wzejdzie co nam się z mniejszymi bądź większymi problemami udało. Ostatnie sceny kamera zarejestrowała około 9:00 rano.