sobota, 28 paź 2006 Mumbaj, Indie
Chmury nad lagunÄ…
Pobudka i o 6.30 wyjazd na lotnisko. Niestety od rana leje. Po kilku kontrolach pakujemy się do samolotu - łał - w życiu takim nie leciałem. W sumie wchodzi max. 15 osób, przy starcie leje mi się deszcz na głowę, pojawia się dym (steward widząc naszą konsternację wyjaśnia życzliwie, że to nieszczelna klima) a kabina pilotów oddzielona jest od części pasażerskiej oparciem fotela, który w pierwszym rzędzie odwrócony jest tyłem do kierunku lotu (natabene przy starcie oparcie opada odsłaniając kabinę). Zachurzenie 100% i leje. Kurwa CO ZA PECH !!!.
Po godzinie lotu niebo siÄ™ nieco rozpagadza i dostrzegamy pierwsze wysepki - cudo !
Lakkadiwy (Lakshadweep) - lądujemy na Aggatti, jednej z trzech bodajże zamieszkałych i jedynej posiadającej lotnisko. Po dość szczegółowej kontroli dokumentów (trzeba mieć specjalne pozwolenie na pobyt na wyspach - czego oni się boją Poza kawałkiem piasku, palmami i morzem nic tu nie ma) odbywamy transfer do ośrodka - trwa na piechotę jakieś....3 minuty :) Taksówkarze na chleb by tu nie zarobili hehe.
Na moment zza chmut wychodzi słońce. Jeśli są na świecie miejsca które można nazwać rajem to Agatti jest niewątpliwie jednym z nich: wąski pas lądu (morze widać po obu stronach) z palmami kokosowymi i ośrodkiem (10 chatek stojących przy plaży). Przepięknie !
Szybko biegnę umówić się na nurkowanie (baza to kolo z Goa ze sprężarką) i wskakujemy z Kaśką posnurkować.
Nad archipelagiem...
Przejrzystość taka sobie (6-7 m), ale po chwili nieomal obciera się o nas zajebiście wielki żółw. Uff, niezły początek....
Po kąpieli jemy obiad, chwila odpoczynku i ruszamy łodzią (instruktor, nurek ze Stanów i dwóch członków załogi) na nurkowanie. Ciekawy widok po kilku minutach rejsu. Pośrodku morza (w rzeczywistości to koniec laguny) stoi po pas w wodzie spory tłumek miejscowych i łowi muszle. Fajne wrażenie.
Niestety z chmur które wisiały nad wyspą zaczyna lać. Krótki check-dive i zaczynamy właściwe nurkowanie. Dużo lepsza widoczność (do 15 metrów), choć brak światła słonecznego powoduje, że część kolorów stosunkowo szybko zanika. Na 16 m wpadamy w dość silny prąd, także trzeba uważać na instruktora cobyśmy się nie pogubili.
Widzieliśmy 3 razy żółwie, barrakudę i murenę oraz całe mnóstwo kolorowych rafowych rybek (m.in. Angelfish, Butterflyfish, ampifriony). Główna zaleta spotu - jest dziewiczo i pusto. Poza nami nie ma nikogo, zresztą samo miejsce nie jest jeszcze chyba specjalnie odkryte. Minus - właściwie chyba nie ma (chyba, że ktoś chciałby czegoś bardziej zaawansowanego - np. nitrox jest tu nieosiągalny), no i to że nie ma słońca co pogarsza widoczność. Kurna, co za pech, podobno od 10 lat o tej porze roku nie padało :(
Wyjście na łódź sprawia nieco problemów, gdyż morze jest za atolem mocno zafalowane a nasza łajba nie jest specjalnie przystosowana do nurkowania. Mały wysiłek i możemy jednak wracać. Gdyby tylko nie lało !