sobota, 28 paź 2006 Mumbaj, Indie
Pobudka o 6.30 - zajebisty wschód słońca, trzeba pstryknać parę fotek. Potem śniadanko i można się poopalać (mamy piękne słońce), choć po 10 minutach spływamy potem tak, że mam zalane okulary. Normalnie sauna. Dobrze, że o 11 odjeżdżamy :)
Po godzinie jazdy dojechaliśmy do Allappey (Allapuzha), która jest północną bramą do rozlewisk Kerali. Po doświadczeniach dnia wczorajszego nie zdziwiła nas łódź która na nas czekała. Statek z oddzielną kajutą, łazienką i tarasem. Na nas dwoje czworo członków załogi. Pocieszające jest jedynie to, że wszyscy (chyba) biali podróżują tu w ten sam sposób, co nie zmienia faktu, że przypominało to bardziej wczasy dla niemieckich emerytów niż backpackers tour. A samą Keralę warto zobaczyć. Plątanina kanałów i rozlewisk, a na tym tle pojedyńcze zabudowania i wioski localsów. Główny widok to kobiety piorące ubrania w kanałach. Thanx God za wynalazek pralki automatycznej.
Ogólnie dzień minął na niezłym chilloucie - pąstwo ma relaks :)
ps 1. ciekawa obserwacja z kościoła w kórym akurat była msza (niedziela) - wszyscy zdejmują buty a kobiety mają nakrycia głowy. Jak w meczecie !
ps 2. denerwuje mnie ta usłużność załogi. Wolałbym z nimi wódkę wypić, niż co chwila słyszeć "sir, sir, sir"...