czwartek, 27 lis 2014 Kuwejt, Kuwejt
Czekało nas ponad 250 km podróży dzielącej Abu Dhabi i Liwę. Początkowo droga wiodła na zachód. Za oknem znowu po horyzont ciągnęła się brzydka, płaska, upstrzona słupami wysokiego napięcia pustynia. Jechaliśmy jedną z głównych arterii drogowych kraju, prowadzącą do Arabii Saudyjskiej i Kataru. Po jakimś czasie skręciliśmy na południe, w kierunku Liwy. Powoli zaczęliśmy zbliżać się ponownie do tzw. Empty Quarter. Zatrzymaliśmy się jeszcze w oazie Medinat Zayed - największej osadzie w regionie - gdzie zjedliśmy obiad. Tradycyjnie, słońce zbyt szybko zaczęło zbliżać się do horyzontu, a my byliśmy bardzo daleko od celu.
Do miasteczka Liwa dotarliśmy jakieś 30 minut przed zachodem słońca. Uzupełniliśmy tam zapasy i ruszyliśmy na pustynię, do Tal Mireb - arabskiego "placu zabaw" dla dużych chłopców. W Tal Mireb znajduje się jedna z największych na świecie wydm piaskowych - idealne miejsce piątkowych rozrywek arabskich właścicieli pustynnych samochodów. Na szczęście, poza piątkami miejsce jest opustoszałe, przez co idealne dla nas.
Na miejsce dotarliśmy praktycznie o zachodzie słońca. Byliśmy trochę źli na siebie, bo znowu zabrakło czasu na poznawanie okolicy. Dość szybko znaleźliśmy miejsce na obóz i po raz ostatni na tym wyjeździe rozbiliśmy namioty. Tym razem to był dość prosty i chyba nieco smutny obóz. Nic nie gotowaliśmy - bo nie było czego i na czym, siedzieliśmy na pociętej karimacie - bo nie było już krzesełek ani stołów. Jedynie zagotowaliśmy wodę na herbatę i wypaliliśmy fajkę wodną w oparach dymu z kadzidła.
Co ciekawe, mrok rozświetlała potężna tablica świetlna, informująca o zakazie poruszania się poza nią. Powodem był fakt, że kilkaset metrów dalej rozpoczynają się emirackie pola naftowe, a co za tym idzie - teren strzeżony i strategicznie ważny.
Chyba tego wieczora, uświadomiłem sobie, że wyjazd dobiega końca.