wtorek, 20 cze 2006 Babu, Chiny
"myjnia samochodowa" w gorach
Jestem juz w Yunnanie w Zhongdian (Shangri La). Dostalam sie tu z lhasy autobusem sypialnym po 82h podrozy (550Y). Autobus wyjechal z Dw Polnocnego w Lhasie a z kupnem biletu nie bylo najmniejszego problemu. W autobusie towarzystwo mieszane: troche Chinczykow, Tybetanczykow, jedna Koranka i mloda para z Japonii. Cala droga-1700 km prowadzi przez gory i liczne przelecze (Tibet Sichuan Highway South). Jest to jedna z najpieknejszych widokowo a zarazem najniebezpieczniejszych drog w Chinach. Po drodze liczne bazy wojskowe i check-pointy ale nikt nie sprawdzal dokumentow, pewnie w druga strone jest zupelnie inaczej. Nie zawsze jest asfalt, raczej wiecej drogi szutrowej, dziur, wyboiow, kolein. Niekiedy musielismy wysiadac z autobusu, bo droga jest tak waska i niebezpieczna, ze kierowca przejezdzal ja na pusto. Ktorejs nocy nawet most byl tak slaby, iz przechodzilismy go na piechote. Autobus zatrzymywal sie co kilka godzin na posilki i toalete. Trzecia noc spedzilismy w Markam a kierowcy poszli spac do hotelu. okazalo sie, ze przed nami najniebezpieczniejszy odcinek drogi i nalezy go pokonac za dnia. Caly czas jechalismy na wys. 4000-5000m nad przepasciami, pokonujac liczne przelecze i przejezdzajac przez malenkie wioski a w kazdej z nich odnowiona stupa. 50 km przed Dege utknelismy na 20h z powodu ciezarowki ktora zwisala nad przepascia i zablokowala droge w obu kierunkach. Kierowcy wszystkich oczekujacych pojazdow debatowali jak ja sciagnac i trwalo to az tyle godzin. Bylo to niezaplanowane opoznienie ale to sie tutaj zdarza nader czesto. W koncu przyjechal jakis ciezki spychacz i sciagnal blokujaca ciezarowke. Stalismy w sloncu, na szczescie w poblizu byla jakas wioska ze sklepem. Tylko 2 ciezarowki na ktorych przewozono swinie nie mialy sie tak dobrze i czesc z nich wyzdychala. Nie zapomne tego kwiku i widoku zdychajacych zwierzat. Ze tez nikt sie o nie nie zatroszczyl.
Ostatnia noc byla straszna, dosiadlo sie troche pasazerow, chrapali...... a smrod skarpet i niemytych cial od tylu dni byl okropny. Nie moglam sie juz doczekac konca podrozy, chyba po raz pierwszy tak mi sie dluzyla.
Kiedy dotarlam do Shangri La, byl juz wieczor. Okazalo sie, ze to nie zadna tybatanska wioska (poza mala dzielnica ) lecz normalne chinskie miasto. Na szczescie hotel w ktorym sie zatrzymalam Shangri La Travellers Club (20Y dormitorium) jest w czesci tybetanskiej. Mnostwo tu turystow, straganow z pamiatkami a ceny duzo nizsze niz w Tybecie.
Jutro wybieram sie do Wawozu Skaczacego Tygrysa a dalej Lijang i Dali.