niedziela, 24 sie 2008 berlin, niemcy
modlitwy hindu wszędzie na Bali stosowane. Różne przeróżne świątynie kwiatowymi koszyczkami kolorowo są przyozdabiane a kadzidełka w koło rozpalane.
Wiatrak i wczorajszy arrak dobrze działał stąd taż spanie przedłużyło się do 10:40 a to dzień w którym mieliśmy się dostać na Bali i tam osiąść na chwilkę, stąd też po śniadaniu i prysznicu słodkiej wody w końcu (nie ciepłej, bo ciepłą to my w polskim domu mamy a tu gdzie wszędzie ciepło jest aż za nadto ciepła woda pod prysznicem nie jest potrzebna oczywiście po krótkiej chwili przyzwyczajenia najczulszych miejsc - wiecie pewnie o co chodzi ) Dotarliśmy do portu z miejscowym sprzedawcą transportu bezboleśnie i w pełnym spokoju czego nie można było powiedzieć o ludziach czyhających w porcie którzy to za wszelką cenę chcieli nam sprzedać niewiadomego pochodzenia i niepewnego wyglądu bilety, nasze odmowy nie spotkały się ze zrozumieniem i niestety reakcja ich była bardzo zaskakująca i niepozytywna, ale my nauczeni doświadczeniem z uśmiechem na twarzach nie daliśmy się sprowokować. 5 godzin na promie w parnym pomieszczeniu to czysta przyjemność ale 5 h w promie który bardzo mocno bujał to już? dziwna obawa, żeby czasem się za mocno nie rozbujał ?!?!, Mały szczegół w Indonezyjskich promach to fakt, że czas podróży dosyć dobrze jest wyliczany, lecz mało kto wspomina o czasie oczekiwania w porcie na zaparkowanie a tu to już różnie może być.
I tak też historia zatoczyła koło i znaleźliśmy się w miejscu, z którego jakieś półtora tygodnie wcześniej wyposażeni jak nam się wydawało we wspaniały i wystarczający poziom lokalnego arraku w plastikowych butelkach wyruszyliśmy przed siebie. Wróciliśmy z tym samym arrakiem lecz w mniejszej ilości ale nadal z nim. Tym razem mieliśmy trochę więcej okazji do rozejrzenia się po okolicy i zapuszczenia w miejsca do zapuszczenia się idealnie nadające czyli wśród ludności i ich domostw. Tym razem zostaniemy tu na dużej :)