niedziela, 24 sie 2008 berlin, niemcy
Tym razem plan jest napięty i zaraz po śniadaniu udaliśmy się w stronę dworca w celu przemieszczenia się do największej świątyni Buddy w całej indonezji czyli Borobudur. Na dworcu już okazało się, że plan ulega zmianie i zamiast ruszyć pociągiem możemy wziąść sobie lokalnego kierowcę taxówki który za 4 dolce od białej głowy spędzi z nami praktycznie cały dzień najpierw jadąc około 1,5 godziny w stronę świątyni potem poczeka na nas a następnie wróci z nami spowrotem. Standardowo jak na azjatyckie warunki trasa pełna jest klaksonów i jazdy zygzakiem, żeby tylko jak najmniej zachowywać znane nam europejskie zasady ruchu drogowego. Wyprzedzanie każdą stroną jezdni, wpychanie się na trzeciego albo na czwartego czy też piątego to jak się okazuję chleb powszedni i nie powinniśmy się tym zbytnio przejmować co po krótkiej chwili robimy. Zaraz po przyjezdzie na teren otaczający świątynie po raz pierwszy na tej wyprawie zaatakowała nas bardzo intensywnie chcąca sprzedać grupa tubylców do których argumenty w postaci nie chce, nie potrzebuję tego, nie przemawiają wogólę a nawet wręcz odwrotnie powoduja jeszczę większą upoartość z ich strony aby coś nam sprzedać. Sama świątynia została wybudowana w środku puszczy na przełomie 7-8 wieku złożona z mozolnie układanych na sobie kamień po kamieniu a następnie w tych kamieniach zostały wyżeźbione sceny zawierające rózne motywy z życia buddy. Mistycznie i w pełnej zadumie szukaliśmy idealnego światła aby przenieść klimat na kliszę i nawet ogromne zainteresowanie płcią piękną lokalnych wycieczek zwiedzających świątynie nie zaburzyło tych chwil choć wcale nie jest łatwo po raz kolejny pozować gromadzie skośnookich widzących w nas atrakcję turystyczną większą niż sama świątynia. W niektórych momentach poczuć się można było jak movie star :) foto???? foto for memory ???? foto please ???
Powrót odbył się na takich samych szalonych zasadach nieprzestrzegania znanych nam zasad ruchu drogowego a wieczorem po ożeźwiającym prysznicu postanowiliśmy zakupić w tym muzełumańskim kraju alkohol w postaci mocnej wódki. I o ile piwo jest ogólno dostępne i nie stanowi problemu jego zakupienie to uzyskanie wódki 40% nie jest już tak łatwe, ale w naszym przypadku po chwili rozmowy z lokalnym znawcą terenu dostajemy z pod lady nieznajomej nazwy alkohol który nam urozmaicił dosyć intensywnie wieczór.