piątek, 30 paź 2009 Bangkok, Tajlandia
Na przełaj przez pola ryzowe
03/11
Rankiem ruszamy na trekking do okolicznych wiosek zamieszkiwanych przez Czarnych Hmongów: Lao Chai i Ta Van. Od razu dołączają się do nas 3 kobiety z plemienia Black Hmong. Mimo, iż chieliśmy iść sami (zrezygnowaliśmy z usług agencji aby uniknąć typowego szlaku dla białasów), nie ma szans na pozycie się dziewczyn...W przeciwieństwie do Bac Ha tutaj Hmongowie w większości żyją z turystów, także trzeba się pogodzić z towarzystwem. Zresztą czytając wcześniej opisy tras w Sa Pa byliśmy na to przygotowani...
Ostatecznie idziemy w pięcioosobowej grupce, a właściwie to w sześcioosobowej bo jedna z dziewczyn - Li - niesie na plecach półroczne niemowle. Po drodze mijamy wioski Hmongów i Red Zao. W sumie fajnie, że jednak idziemy z nimi, gdyż mamy możliwość przejścia lokalesowymi ścieżkami - sami byśmy na pewno na nie nie trafili.
W pierwszej ze wsi jesteśmy świadkami ciekawego (choć to nieco nietrafne określenie) wydarzenia - z okazji śmierci jednej z kobiet wszyscy w wiosce piją ryżowy spirytus. Wszyscy = rzeczywiście wszyscy, włącznie ze starszymi dzieciakami i starcami. Nie dziwnie, że nie wyglądają na specjalnie pogrążonych w żałobie.
Li na koniec wycieczki zaprosiła nas do swojego domu, gdzie jesteśmy poczęstowani skromnym obiadem. Dopiero przy pożegnaniu dziewczyny proponują nam swoje lokalne wyroby do kupienia. Spędziliśmy z nimi kilka godzin, także musimy oczywiście kupić od każdej zupełnie-nie potrzebny-do niczego-badziew. A może to jednak fajna pamiątka dnia spędzonego z nimi Mimo, że żyją z turystów nie ma w tym żadnej nachalności - uczciwie zapracowane pieniądze. Po południu żegnamy się serdecznie i na motorach ich mężów wracamy do Sa Pa.