piątek, 30 paź 2009 Bangkok, Tajlandia
Angkor War
09/11
Po sześciogodzinnej jeździe wypasionym autobusem, wczesnym popołudniem dotarliśmy do Siem Reap będącego bramą do swiątyń Angkor - jednego z najwspanialszych na świecie kompleksów sakralno-mieszkalnych świata. Tym razem wybór noclegu padł na bardzo przytulny hotelik Angkor Voyage (13$ pokoj z klimą i ciepłą wodą). Wynajmujemy rowery (1$) i pedałujemy do głównej świątyni kompleksu na zachód słońca.
Atmosfera trochę jak na darmowym festynie w Polsce skrzyżowanym z gratisowym koncertem śp. Michaela J. Oczywiście tłumy turystów na czele z obwieszonymi aparatami Japończykami, Koreańczykami i prawdopodobnie Chińczykami. Przelewający się w każdą stronę ludzki potok odbiera nieco magii temu miejscu, ale ostatecznie też jesteśmy częscią tego tłumu. Takiego miejsca chyba już niestety nie da się kontemplować w samotności, choć tutaj jest to szczególnie jaskrawe. Takich tłumów nie było ani w meksykańskim Palenque czy gwatemalskim Tikal które mieliśmy okazję odwiedzić rok temu. Mocno denerwujący jest zwyczaj skośnookich turystów z wymienionych wyżej krajów: każda wycieczka musi się sfotografować na tle każdego budynku używając do tego aparatów wszystkich uczestników wycieczki...Niemniej widok wież głównych świątyń kompleksu na tle zachodzącego słońca rzeczywiście wygląda zjawiskowo.
ps. rowery za dolara okazały się warte swojej ceny - bicykl Kasi rozpadł się po drodze. Dobrze że akurat stało się to pod warsztatem, także po zainwestowaniu w naprawę mogliśmy dojechać do celu :)