piątek, 30 paź 2009 Bangkok, Tajlandia
Chwila odpoczynku
31/10 Ha Noi
Przesunięcie czasu daje się mocno we znaki - zasnąć praktycznie nie dajemy rady a wstać musimy o 3.40 lokalnego czasu aby złapać pierwszego busa na lotnisko (150 Bht / osoba). Jak dobrze, że ktoś wymyślił linie Air Asia - o ile się nie mylę największą tanią linię na świecie - po półtoragodzinnym locie lądujemy w stolicy Socjalistycznej Republiki Wietnamu czyli jak piszą lokalsi Ha Noi.
Ponownie godzinna jazda busem do centrum (2$ / osoba), skąd bierzemy taksówkę na Ba Ha Noi czyli główny dworzec kolejowy. Jak na 4 milionowe miasto dworzeć wygląda, jak nie przymierzając w....Koluszkach (sorki Koluszkowianie !) Bidne to jakieś i zapyziałe. No, ale jakby nie było przymiotnik "socjalistyczny" w nazwie kraju może być pewnym wytłumaczeniem.
Na szczęście w jedynej działającej kasie udaje się nam kupić bilety na nocny pociąg do pierwszego właściwego celu podróży czyli Lao Cai. 300 000 DNG za osobę w przedziale soft sleeper. Przechowalni bagażu niestety niet, także plecaki zostawiamy w pobliskim hotelu o pięknej nazwie Wołga i ruszamy na zwiedzanie miasta a przede wszystkim poszukiwanie czegoś do zjedzenia. Okazuje się to, ku naszemu zaskoczeniu dość niełatwym zadaniem - pierwszą dość znaczącą różnicą między Wietnamem a Tajlandią jest brak wszechobecnych w tym drugim kraju ulicznych kuchni czy barów.
Zaskoczeniem nie jest natomiast potężny, przewalający się każdą ulicą niekończacy się potok motorów.
Stały element krajobrazu - wszechobecna plątanina kabli
Jeśli ktoś pamięta popularny jakiś czas temu filmik z youtube'a pokazujący ruch uliczny na wietnamskim skrzyżowaniu to tak to właśnie wygląda w naturze ! Rzeka pojazdów krzyżująca się z każdej strony bez jakichkolwiek zasad...TVN Turbo z Piratem Drogowym miałoby co tu kręcić :)
Pierwszy kontakt z kuchnią wietnamską nieco rozczarowuje - w porównaniu z Tajlandią pierwszy posiłek prezentuje się dość ubogo, choć na pierwszy rzut oka, a raczej języka składniki praktycznie te same.
Zaletą natomiast jest cena - niecałe 20 pln w przeliczeniu za obiad dla dwóch osób z piwem pozwala zrelaksować się poczuciem Europejczyka na wakacjach. Co do zwiedzania to najfajniejsze wrażenie robi chyba na nas kwartał Starego Miasta z plątaniną uliczek i zaułków. Można tu poczuć klimat starego Ha Noi znanego nam wcześniej jedynie ze zdjęć.
Warto zobaczyć też lokalesowy targ z kilkoma sprzedawanymi osobliwościami jak np. wielkie pijawki, różnego rodzaju (również niemałe) żabki a także praktycznie "standartowy" już dla nas stuff czyli krewetki czy homary.
Nieco rozczarowuje "one pillar pagoda", natomiast dość monumentalne wrażenie sprawia zbudowane w klasycznym socrealistycznym stylu mauzoleum "wujaszka Ho" jak tubylcy nazywają Ho Chi Minha. Niestety wstęp tylko w godzinach porannych, dlatego też kontemplacja miejsca wiecznego wypoczynku tego najbardziej znanego wietnamskiego komunisty odbywa się jedynie z zewnątrz. Po zmierzchu docieramy na dworzec skąd o 20.30 mamy ruszyć pod granicę chińską w góry !