piątek, 30 paź 2009 Bangkok, Tajlandia
30/10
Bangkok, znów Bangkok. Tak oto po ponad dwóch latach ponownie jesteśmy w Bangkoku. 50minutowa jazda busem z gigantycznego Suvarnabhumi Airport i lądujemy w znanym z poprzedniego pobytu New Joe Guesthouse przy Khao San Road (pokój z wentylatorem 400 Bht).
Szybki prysznic i idziemy powłóczyć się po znajomych uliczkach wokół KSR, będacych punktem wypadowym po całej Azji Południowo Wschodniej dla backpackersów z całego świata.
Uderza rozchodzący się po okolicy słodko-kwaśno-pikantny zapach z ulicznych barów i garkuchni, będący dla mnie synionimem tajskiej kuchni a także chyba tego zakątka świata.
Oczywiście nie możemy oprzeć się zamówieniu na obiad miejscowych klasyków - K. zamawia Tom Yum Kum (przepyszną pikantną zupę z makaronem i krewetkami), ja - smażony makaron ryżowy w wołowiną i warzywami. Smakuje genialnie. Coby nie mówić to kulinaria są jednym z powodem przyjazdu w te rejony.
Wieczorkiem aplikujemy sobie godzinny masażyk tajski (po kilkunastogodzinnej podróży nic lepiej nie relaksuje) i o 21 jesteśmy już w łóżkach. W końcu za kilka godzin pobudka.