niedziela, 19 lis 2006 Warszawa,
pochlalimy troche...:P
I oto tak bardzo oczekiwany przez wszystkich nowy tekscik. Ostatnio nie czulem sie najlepiej i jakos mnie wena tworcza opuscila. Poczatkowo mial tu byc kolejny tekst dotyczacy pewnego wydarzenia, jednak z uplywem czasu postanowilem uczynic go pewnego rodzaju podsumowaniem podrozy po Wietnamie.
Tytulowa sytuacja miala miejsce pierwszego dnia po naszym przybyciu do Sajgonu. W hotelu bylismy kolo 1600 dosc zmeczeni 16h podroza, dlatego tez wieczorem postanowilismy zrobic tylko maly spacer nad rzeke. Bedac prawie juz u celu naszej przechadzki spostrzeglem grupke Wietnamczykow jedzacych kolacje i pijacych odblaskowo zielony alkochol. Poniewaz bardzo mnie zaitrygowal, postanowilem go zakupic, ale w pobliskiej knajpie go nie sprzedawali. Bylem tym zawiedziony, jednak moja ciekwosc byla tak duza, ze postanowilem sie spytac co to jest panow ktorzy popijali z dos duzym zadowoleniem rzeczony bimberek. Spotkalem sie z bardzo milym odzewem i natychmiast zostalem poczestowany lufeczka zielonego napitku - okazal sie smacznym i nie zbyt mocnym lokalnym bimbrem o przyjemnym smaku i zapachu. Poniewaz Wietanmczycy bardzo nalegali bysmy sie przysiedli, zostalismy. Spedzilismy z nimi kolo 3h. W tym czasie zrobilismy caly bimber do konca z polowy 5l baniaczka (z czyms mi sie ten 5l baniaczek kojazy :P). Krolina rowniez dzielnie mnie wspierala nie wiele opuszczajac kolejek. Zostalismy wspaniale ugoszczeni nie tylko bimberkiem ale takze lokalna strawa oraz owocami na zagryche a takze tytulowym serem chedar w sprayu co bylo da mnie nowym doswiadczeniem gastronomicznym. Jeden z Wietnamczykow powiedzial ze nie wie co jest napisane na opakowaniu ale wie ze to ser wiec go kupuje i juz! Bardzo milo nam sie rozmawialo i jedynie bladzacy wzrok naszych gospodarzy podpowiadal nam ze niedlugo skoncza pod stolem. Oczywiscie, jak zawsze w takich przypadkach wymienilismy sie toastami, choc wydaje mi sie, ze jednk latwiej nam Polakom powiedziec "Rou l" niz Wietnamczykom "na zdrowie"! Gospodarze dlugo trzymali fason ale po jakims czasie pojedynczy wspolbiesiadnicy chwiejnym jednosladem poczeli odalac sie na z gory upatrzone pozycje. Ostatecznie pozostalismy z wlascicielem stoliczka oraz jego dwoma przyjaciolmi tudziez bracmi, w sumie z nami 5 osob, by dokonczyc pozostaly alkochol. Bylo mi ich troche szkoda bo panowie resztakami sil utrzymywali pion, ale wciaz zachowywali sie bardzo serdecznie i widac bylo ze bardz chca z nami wypic do konca? zielone procety. W tak zwanym miedzyczasie zona gospodarza (jak to kobieta) cos tam pogadala zrobila przytupa i poszla spac. Jednak po godzinie wyslala "mamusie" by przywolala synka do porzadku. To niesamowite, ale choc nie znam nic a nic Wietnamskiego, od razu zaczailem o co biega i zaczolem sie smiac z Karolina z tej sytuacji. Nie pozostalo to niezauwazone, wiec musielismy sie wytlumaczyc, a gdy to zrobilismy wtedy wszyscy mieli polewke z tego, ze mamusie na caly swiecie, gdy gderaja na picie swoich mezow czy synow zawsze maja ta sama postawe , glos i mimike twarzy heheheheh! :D
Sytuacja ta, uswiadomila mi, dwa zgola rozne oblicza Wietnamczykow. Sa to ludzie bardzo otwarci i goscinni, ciekawi ludzi i kultury zachodu, bo chyba tak powinienem rozumiec gdy mowili o "foreigner friends" from Ba Lan. Byla to kolejna sytuacja gdy sam fakt bycia obcokrajowcem powodowal chec spedzenia z nami czasu i ugoszczenia jak najlepszych przyjaciol.
Drugie oblicze to te, ktore juz troche przedstawiem w tekscie z "bialasem". Jednak dopiero w trakcie podrozy do Kambodzy moj mlody przewodnik powiedzial to wprost przy okazji dyskusji o zawyzonej cenie za bulke a'la Hot Dog: "... wy przyjezdni jestescie bogaci, wiec to normalne, ze musicie placic za wszystko podwojnie, bo i tak was na to stac!"
Przykre ale prawdziwe. Niestety kazda proba wytlumaczenia, ze aby wyjachac my tez musimy ciezko pracowac, oszczedzac urlop i pieniadze, ze koszty zycia w Europie sa nieporownywalnie wieksz niz w Azji nie wywolywala w rozmowcy nalezytego zrozumienia.
Pewnie mozna by na ten temat dlugo jeszcze dewagowac, ale chyba nie warto, bo Azjaci i tak tego nie chca lub nie potrafia zrozumiec, iz turysta to nie jest to samo co "beczka z $".
Tegoroczny pobyt w Wietnamie byl o tyle cenniejszy ze juz moglem? chadzac swoimi sciezkami i odkrywac to co poprzedno pomijalem lub pozostawialem niezauwazone. Wielokrotnie rowniez przekonalem sie o goscinnej bezinteresownosci wielu mieszkancow Wietnamu. Zmienilo to napewno moj dotychczasowy sposob postrzegania Ich. Byc moze kiedys bedzie mi dane znow przyjechac do Wietnamu by po raz kolejny odkrywac to co pozostalo jeszcze przede mna ukryte....
Zdjecia z Sajgonu