wtorek, 8 gru 2009 Warszawa,
bramki odlotów międzynarodowych w Manili
Po szybkiej ewakuacji z GH i nerwowej próbie złapania trycykla na lotnisko dotarliśmy jednak przed czasem. Byliśmy głodni i jak zwykle niewyspani. A tu niespodzianka, lotnisko zamknięte!? Okazało się, że otwierają je tuż przed odlotem, więc przyszło nam trochę poczekać na wejście do środka i odprawę. Po godzinie nadaliśmy bagaże po uprzednim długim upychaniu najcięższych przedmiotów w plecach podręcznych by się zmieścić w limicie 15kg. Teraz mogliśmy wyjść na zewnątrz i poszukać czegoś do jedzenia. Zajęło nam to tylko chwilę, lecz to, co dostaliśmy do jedzenia nie było zbyt porywające, ale za to blisko i w miarę szybko. Posileni i napojeni wróciliśmy na lotnisko akurat, gdy ludzie zaczęli się ustawiać do wyjścia na płytę lotniska by dostać się do samolotu.
Po niedługim czasie znów lecieliśmy w stronę Manili.
Na miejscu mieliśmy kilka godzin na oczekiwania na połączenie do Hong Kongu, co Dasia skrupulatnie wykorzystała na sen a ja na zrobienie kilku zdjęć.
O czasie stawiliśmy się do ostatniej Filipińskiej odprawy oczywiście psiocząc na zdzierstwo opłaty lotniskowej po 750 peso od osoby. Jeszcze tylko duty free, karty pokładowe i zgodnie z planem odlecieliśmy do Hong Kongu.
Migawki z lotniska