Niestety, wszystko co piękne szybko się kończy. Nasz podróż poślubna dobiegła końca. Wróciliśmy do Europy z tropików wprost do mroźnego piekła. Podczas przesiadki w Moskwie było -24C. Na szczęście w Warszawie tylko -4C więc nasze zapasy ubrań wystarczyły by w znośnej formie dotrzeć do metra a potem do domu. Stolica przywitała nas chmurami i wszechogarniającą szarzyzną oraz nowym terminalem na którym ze zdziwieniem odkryliśmy znane nam już wcześniej z Azji ruchome chodniki jak z kreskówki Jetson. Trzeba było zakupić bilety miesięczne i powrócić do znojnej codzienności by znów marzyć i planować nowe podróże dalekie i bliskie.
Tak tak, zakochałem się w Hong Kongu. Jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Azjatyckie miasto z europejskim charakterem. Ma wszystko, czego potrzebuję i co mnie tak kręci. Duże miasto, w ciągłym ruchu, ze świetną komunikacją, azjatyckim jedzeniem i tym orientalnym sznytem barw i zapachów oraz przede wszystkim zimową temperaturą 15C.
Po szybkiej ewakuacji z GH i nerwowej próbie złapania trycykla na lotnisko dotarliśmy jednak przed czasem. Byliśmy głodni i jak zwykle niewyspani. A tu niespodzianka, lotnisko zamknięte!? Okazało się, że otwierają je tuż przed odlotem, więc przyszło nam trochę poczekać na wejście do środka i odprawę.
Po powrocie do Puerto Princesa zameldowaliśmy się ponownie w tym samym GH co przy poprzednim pobycie. Co prawda styl klasztorno - koszarowy nam nie przypadł do gustu, ale cena była w sam raz na naszą coraz bardziej pustą kieszeń. Planując pobyt na Palawanie ustaliliśmy, że przed odlotem do Manili zobaczymy farmę krokodyli i co najważniejsze, choć raz pojedziemy na jakiś snoorkling na rafie koralowej.
Prawie robi wielka różnicę jednak o tym później... Podróż trwała niewspółmiernie długo w stosunku do ilości kilometrów jakie trzeba było przebyć ale to zasługa "fenomenalnych" dróg na Filipinach, myślę że na wzór Polskich z lat osiemdziesiątych z domieszką Ukraińskich i górskim szlakiem na Śnieżkę.
Po dotarciu na Palawan spędziliśmy cały dzień w Puerto Princessa gdzie obejrzeliśmy lokalne sklepy z pamiątkami oraz zjedliśmy bardzo dobra kolację na przeciwko naszego GH. Z oszczędności wybraliśmy coś pomiędzy koszarami a klasztorem i zamieszkaliśmy 10 min na piechotę od centrum miasteczka.
Pomiędzy zaplanowanym lotem na Palawan a opuszczeniem Panglao spedziliśmy dwa dni na Boholu zliczając Filipińskie "must see". Wycieczkę na Chocolate Hills rozpoczęliśmy przejazdem jepnejem pod dworzec autobusowy przy Island City Mall. Tu po oględzinach lokalnego bazaru i spróbowaniu wina palmowego złapaliśmy autobus do Carmen by po 1,5h już na piechotę ruszyć na taras widokowy.
Po tygodniu nużącej i męczącej podróży z Manili na południe Filipin wreszcie dotarliśmy na wyspę Bohol która ma bezpośrednie połączenie mostowe z maleńką wysepką Panglao. To tu mieliśmy nadzieje odzyskać wiarę w rajskie piękno plaż i zakątków Filipińskich oraz odpocząć przez nic nie robienie. Faktycznie jest tu pięknie!
Do Manili z Sajgonu dotarlismy kolo 0430. Tym razem juz wiedzielismy jak sie wydostac z lotniska, wiec bez klopotu wsiedlismy do jepneja i podjechalismy do EDSA. Tu postanowilismy zjesc sniadanie a przy okazji okazalo sie ze znalezlismy od reki przystanek autobusow jadacych do Luceny. Wybralismy ten wariant gdyz zrezygnowalismy z jazdy w strone pryskajacego wulkanu a tym samym z ewentualnego nurkowania z rekinami wielorybimi w Donosol.
Tym razem bylo milej bo nie mialem malarii jak dwa lata temu, wiec nie bylem tak nieprzytomny i cala wycieczka sprawila mi o wiele wiecej przyjemnosci. Takze program ulegl pewnej zmianie i to na lepsze, widac ze mimo roznych zastrzezen jakie mozna miec, Wietnamczycy sie staraja, buduja mosty i autostrady (choc nie maja kasy z UE) oraz zmianiaja programy wycieczek na ciekawsze i bogatsze co bylo widac golym okiem podczas dwoch dni za ktore zaplacilismy po 19$ od lebka.
Po 12h calkiem przyjemnej podrozy z Hoi an musielismy zaliczyc obowiazkowy przystanek w Nha Trang, celem wyladowania siebie i bagazy z autobusu, by po ponad godzinie znow sie zaladowac w ten sam autobus z tym samym kierowca ale juz na innych miejscach. Typowe bzdorne kombinowanie Wietnamczykow byle nabic sobie kase na czymkolwiek, np na drogim sniadaniu serwowanym w knajpie obok biura w ktorym mielismy czekac na podstawienie autobusu.
Kazdy kto podrozuje po Wietnamie predzej czy pozniej trafia do tego miejsca. Ja tu juz trafilem po raz trzeci. No coz lubie sobie z podrozy po Azji przywiezc jakies oryginalne ciuchy... uszyte na miare hehe. Moj plan byl prosty spodnie i koszula, Dasia wymarzyla sobie kiecke, spodenki i cos tam jeszcze ale ostatecznie pozostala przy sukience i spodenkach.
W porownaniu do temperatur jakie bylo nam dotychczas zakosztowac w Hanoi bylo zdecydowanie zimno. Pokoj mielismy ladny i wygodny ale niestety nie przewidziano w nim ogrzewania za to byl przewiewny balkon i azurowe okna. Wietanamczycy ubierali sie w kurtki i czapki zimowe, my w bluzach i cienkich spodniach musielismy wygladac na kosmitow.
Mam pecha. Ostatnio gdy tu bylem dwa lata temu tez padalo ale za to tak ze byla powodz i wraz z Jedrzejem musielismy sie ewakulowac ostatnim autobusem dla "bialasow" do Hanoi. Tym razem nie musielismy sie ewakulowac ale za to mielismy "swietne" warunki do zwiedzania :/ Jak sie potem okazalo, jeden z przewodnikow podczas jakiejs wycieczki powiedzial nam ze w Wietnamie to na polnocy sa cztery pory roku- tak jak u nas tyle ze bez sniegu, na poludniu sa dwie pory- deszczowa i sucha a na srodku jest pora wietrzna i bezwietrzna- czyli pada zawsze!
Nauczka nr dwa mocno dala mi sie we znaki wiec postanowilem mniej? cisnieniowac a wiecej zakosztowac relaksu. Przylot do Wietnamu byl jak by wytchnieniem od wydazen pierwszych kilku dni wyjazdu. Tu bylem mozna by rzecz jak "u siebie". Zane miejsca, ceny zwyczaje itp. Tym razem z lotniska pojechalismy taksowka pod hotel znaleziony w LP na Bui Vien.
W Manili jest cieplo, Dasia twierdzi ze nawet bardzo cieplo a nawet za cieplo. Niewazne jak jest, mi jest dobrze ale to tylko miasto i nie po to tu przylecielismy. Dlatego drugiego dnia pobytu zaplanowalismy pojechac na wycieczke nad jezioro Tall by zobaczyc wulkan o tej samej nazwie a wlasciwie to co po nim zostalo gdy kiedys sobie wybuchl. By sie tam dostac musielismy z naszego hotelu wsiasc w miejska kolejke naziemna i pojechac na stacje o nazwie EDSA (bilety 15peso) by tu zlapac autobus jadacy do miasta Tagaytay (55peso).
Przelot z Hong Kongu bez niespodzianek. Znow papierki do wypelnienia i odbior bagazy. Pierwsze co odczowamy po przylocie to zdecydowanie wyzsza temperatura powietrza ktora od razu mnie pozytywnie nastraja. Poniewaz nie chcemy brac taksowki wiec idziemy na postoj jepnejow, choc juz jest kolo polnocy to ruch jest bardzo duzy.
Po dlugim i meczacym locie z Moskwy do Hong Kongu wreszcie moglismy przez kilka godzin rozprostowac nogi. Po przebraniu sie i odswierzeniu w WC pozostawilismy bagaz w przechowalni (dosc drogiej 55H$ od sztuki) i za pomoca autobusu nr A21 (55H$ w obie strony) ruszylismy w strone centrum Kawloonu bo Hong Kong to tylko jedna z wysp tego terytorium o dwoch ustrojach w ramach jednego kraju.
Przygotowania do wylotu zajely nam cala noc. Ledwo patrzac na szczypiace oczy wsiedlismy po 0800 w metro by po 10 minutach zlapac 175 i pojechac na lotnisko. Bylem rozdrazniony i zmeczony wiec na razie nie odczowalem satysfakcji z wyjazdu. Po nadaniu bagazu przesiedzielismy ponad godzine w poczekalni lekko podsypiajac.
Miało być tanio a wyszło jak zwykle... Bilety w promocji w "Lufie" przeleciały nam koło nosa z powodu impasu decyzyjnego więc pozostał stary i poczciwy Aerofłot, choć już może nie tak poczciwy, gdyż za wystawienie jednego biletu doliczyli sobie 100pln więc zamiast 2370 zapłaciliśmy po 2470pln od sztuki bez możliwości zamiany, zmiany czy rezygnacji. Bilety na trasie WAW - SVO - HKG - SVO - WAW 2 x 2470pln w terminie 10.12.2009 - 18.01.2010 adres: Warszawa Al.
ostatni wpis: | 18 sty 2010 (14 lat temu) |
pierwszy wpis: | 8 gru 2009 (14 lat temu) |
liczba tekstów: | 20 |
liczba zdjęć: | 41 |
liczba komentarzy: | 91 |
odwiedzone kraje: | 6 |
odwiedzone miejscowości: | 16 |
strona jest częścią portalu transazja.pl
© 2004-2024 transazja.pl
transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.