sobota, 19 kwi 2008 Bangkok, Tajlandia
Nie jestesmy najwiekszymi fanami plazowania. Opalanie na zmiane plecow i brzucha w temperaturze 30 stopni i wyzej nie jest tez naszym ulubionym zajeciem. A jednak utknelismy tu na dobrych pare dni.
Dla mnie to miejsce pozostanie najpiekniejsza plaza jaka kiedykolwiek udalo mi sie zobaczyc.
Z naszego domku na palach, ktory stoi tak bardzo na plazy, ze bardziej naprawde juz sie nie da, mamy widok na niewielka zatoke. Z morza gesto wyrastaja male i wieksze wyspy i wysepki, porosniete zielonym gaszczem, z jasnymi, miniaturowymi plazami.
Bajkowo i nierzeczywiscie. Wystarczy wsiasc w jedna z zacumowanych przy brzegu lodek, a lokalny kapitan i jego wytrawny pomocnik, przy wsparciu Twoich peso zawioza Cie na kazda z plaz i wysp w zasiegu wzroku. Albo i poza zasiegiem...do niektorych lagun trzeba doslownie wplynac przez skalne okno...Uzbrojeni w maski i rurki podbijamy nowe lady i morza, na lunch nasz kapitan serwuje pyszna rybe z grilla, na kazdej z plaz jestemy tylko my i komary, mamy nieodparte wrazenie ze w niektorych lagunach jestesmy pierwszymi, ktorzy postawili tam stope;)
Wieczorami, pijani sloncem, saczymy lodowatego San Miguela z litrowej butelki. W oczekiwaniu na prad (ktorego popoludniami brak) oraz zyciodajny powiew z wiatraka idziemy za przykladem polowy wioski i przez godziny moczymy sie w zatoce. Noca w pobliskiej knajpie zajadamy pizze i ogladamy mecz Polska-Niemcy, po przegranej na pocieche wesola niemiecka para stawia nam kolejki tequili. Na mysl o menu z restauracji w El Nido moje kubki smakowe szaleja, od wyboru kreci sie w glowie, od lokalnego kurczaka adobo i owocow morza przez carbonare i czosnkowa zupe po..bratwurst!! Do tego najromantyczniejsza randka swiata, w nocy na pustej Commando Beach, fried rice i butelka czerwonego wina...Czy jestesmy w raju???