sobota, 19 kwi 2008 Bangkok, Tajlandia
OBRAZEK PIATY, POLITYKA JEDNEGO DZIECKA.
O tym, ze Chińczyków dużo jest na świecie wie każde dziecko, a te dzieci, które lubią ciekawostki wiedza tez, ze co piaty mieszkaniec naszej planety pochodzi z Chin. Potwierdzamy, to nie plotki, jest ich naprawdę mnóstwo.
W tłumie Chińczyków przepychamy sie na stacji metra i podróżujemy z twarzą rozpłaszczoną na szybie autobusu. Stoimy w niekończących sie kolejkach do kasy biletowej na dworcach. Rozpychamy sie łokciami na przejściach dla pieszych, naciskając co sil, żeby zdążyć na druga stronę zanim zgaśnie zielone światło. Głodni i zmęczeni uginając sie pod ciężką taca rozpaczliwie poszukujemy kawałka stolika i kawałka ławki w zapchanych chińskich barach szybkiej obsługi. Z wysiłkiem manewrujemy pedałując wśród niezliczonej rzeszy rowerów, autobusów i samochodów. Ale przede wszystkim w tłumie zwiedzamy.
Wycieczki Chińczyków wyglądają jak zorganizowane zakładowe wyprawy. Przemieszczają sie w zwartej grupie, na czele pani przewodnik z nieodłącznymi atrybutami- kolorowa, rozpoznawcza chorągiewką i ryczącym megafonem, który gwarantuje, ze każdą z opowieści usłyszą i ci na końcu wycieczki i wszyscy w promieniu 500 metrów. Czy to w Zakazanym Mieście, czy w Letnim Pałacu, czy w tybetańskiej świątyni, coraz to nowa i niespodziewana fala dziarskich wycieczek maszerujących we wszystkich kierunkach znosi nas z zabytkowych schodów, zmiata z bogato rzeźbionych posadzek, przygważdża do historycznych murów.
W chwilach krótkiego rozprężenia grupy rozpraszają sie, aby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie na tle innych rozproszonych Chińczyków i majaczących gdzieś w kadrze fragmentów zabytków.
Zmęczeni maratonem zwiedzania ratują sie krotka drzemka, żeby po chwili dzielnie ruszyć znowu. Nam świdrujący bol głowy nie znika i po drzemce, na zwiedzanie Wielkiego Muru wyprawiamy sie 70 km za Pekin. Uff.
W końcu lat 70-tych, kiedy liczba mieszkańców Chin przekroczyła magiczny miliard, Partia Komunistyczna wprowadziła głośną "politykę jednego dziecka" obowiązująca do dziś. Prawo, z małymi wyjątkami rygorystycznie zabrania posiadania więcej niż jednego potomka, pod groźbą dotkliwych kar dla rodziców, odmowy darmowej opieki zdrowotnej i edukacji następnym dzieciom. Stad w dzisiejszej ChRL 100 milionów jedynaków, rozpieszczonych "małych cesarzy". Stad masowe łamanie praw człowieka- przymusowe aborcje, sterylizacje, niszczenie mienia i znęcanie sie nad tymi którzy ośmielili sie spłodzić więcej niż jedno dziecko. Z tego powodu także w przyszłym pokoleniu blisko 25 milionów chińskich młodzieńców nie znajdzie zony- w oczekiwaniu na wymarzonego męskiego potomka szczególnie biedniejsi usuwają "żeńskie" ciąże i porzucają dziewczynki.
Okrutne i nieludzkie regulacje w przeludnionym panstwie, ktore czeka na logiczna i cywilizowana polityke kontroli urodzen, nie przyniosly oczekiwanych rezultatow, za to ogrom cierpienia zwyklym ludziom. Ale to kwestia, ktora nikogo specjalnie nie interesuje w komunistycznych Chinach.