poniedziałek, 14 lip 2008 Baku, Azerbejdżan
torba cinkciarza
Jade ze Svietlana (poznana w pociagu) I jej trojka dzieci do Bieruni, gdzie mieszka jej mama i reszta rodzenstwa. Podroz odbywamy marszrutka (285 km 10 000S). Siedze z przodu, moge jeszcze co nieco fotografowac a potem juz usypiam I niewiele notuje z krajobrazu, a zreszta robi sie ciemno. Budze sie tylko wtedy gdy zatrzymuje nas policja ktorej pelno na drodze.
Rodzina Svietlany przyjmuje mnie bardzo serdecznie. Wiekszosc mieszkancow Karapakstanu to Kazachowie. Ona wraz z mezem I dziecmi mieszkaja od kilkunastu lat w Aktau, bo tam maja prace. Niedawnoi zmarl jej ojciec i wlasnie teraz jest specjalna uroczystosc przypadajaca na setny dzien od smierci kiedy spotyka sie cala rodzina. Na te okazje zarzyna sie nawet barana, ktory juz czeka w ogrodzie.
Po przyjezdzie jest uroczysta kolacja na ktora podano plov, salate z ogorkow i pomidorow z cebula, chleb wlasnej roboty, slodycze i 2 rodzaje herbaty; czarna z mlekiem i zielona. Do herbaty zawsze podaje sie cukierki i cukier, jak kto woli ale generalnie zauwazylam, ze je sie tu duzo slodyczy. No I owocow, arbuzy sa dojrzale, slodkie I ociekaja sokiem.
Po kolacji nareszcze moge zmyc z siebie brudy po podrozy. Jest lazienka, oczywiscie nie taka w naszym pojeciu ale bardziej mi przypominajaca laznie kirgiska w Tadzykistanie.
Spie na dworze wraz z innymi kobietami pod moskitiera, jest chlodno i w mig zasypiam.