wtorek, 20 cze 2006 Babu, Chiny
Darchen
Jestem glodna i brudna. Przynosze sobie reszte bagazu, ktory zostawilam w innym hotelu i postanawiam najpierw wziasc prysznic. Jest tu taki "salon" gdzie za 20Y mozna sie porzadnie umyc (kolo biura PSB), potem jakis porzadny posilek. Juz od kilku dni wlasciwie nic konkretnego nie jadlam. Zamawiam smazone warzywa w jednej z chinskich restwaracji i nawet niezle to smakuje. Wlascicielka proponuje mi transport do Lhasy jeepem, ale jak sie okazuje to az za 900Y. Nie jestem tym zainteresowana. Kiedy wracam do swojego hotelu zaczepia mnie urzednik PSB (mialam przeczucie, ze wczesniej, czy pozniej mnie dorwie). Ale kiedy mu pokazuje dokumenty lacznie z kara, jest b. mily, pyta czy juz odbylam Kore i tylko kaze mi sie zameldowac w hotelu. Do Haralda przyszedl do pokoju w pierwsza noc o 23ej i on musial zaplacic kare 300Y i 50Y za permit. To spotyka wiekszosc turystow tu lub w Ali.
Darchen jest male (5000 mieszkancow), jest tu kilka hoteli, restauracji i kazdy bialy rzuca sie w twarz.
Po poludniu udaje sie tez z mlodym Tybetanczykiem mowiacym po angielsku do Gompy w ktorej miesci sie szkoly med. tybetanskiej aby sie zbadac. Lekarz zapisuje mi jakies ziolowe tabletki
za ktore place az..........2Y. Wiekszosc pielgrzymow przychodzi tu po odbyciu Kory. Mialam troche odwodniony organizm i postanowilam skorzystac z okazji, ze jest tu taki instytut.
W Darchen duzo sie buduje nowych domow dla nomadow, chinski robotnik dostaje 50Y dziennie a tybetanski 20Y, bo ponoc nic nie potrafi.
jezioro Mansarovar (okolice Darchen)
Jest tu tez normalny szpital i szkola. Ulice (2 na krzyz) sa rozkopane, swiatlo jest jak wszedzie tylko wieczorem, ale wiekszosc ma generatory.
Nie ma internetu, ale jest telefon i mozna dzwonic wszedzie, do Polski 1 min=5Y. Przybywa tu bardzo duzo Hindusow i Nepalczykow, najczesciej ciezarowkami, bo i dla nich Kailash to swieta gora, nie mowiac juz o bogatych Chinczykach.
Nastepnego dnia odjazd, to juz powrot w strone Lhasy. Musze znowu zejsc na dol, do glownej drogi, bo nic nie znalazlam w Darchen. Tu szybko zatrzymuje sie ciezarowka, na ktorej spotykam 2 Polakow (spotkalam ich wczesniej pod Kailashem) i razem jedziemy do Barki, niestety tylko 20 km. Fajnie sie czeka razem, mozna sobie pogadac zwlaszcza z Rodakami, ale i tak sie musimy rozdzielic, bo szanse na znalezienie transportu dla 3 osob sa raczej nierealne.
Mam szczescie, po jakims czasie zatrzymuje sie jeep, 3 babki z HK, buddystki i kierowca Tybetanczyk. Daja mi nawet miejsce z przodu. Ale ciesze sie za wczesnie, kierowca jest fatalny, niedoswiadczony, w ktoryms momencie o malo co nie dochodzi do wypadlku, nie umie wchodzic w zakrety, jedzie za szybko, ma luzy w kierownicy, nie hamuje biegami a podloga jest mokra, przy kazdej rzece woda wlewa sie do srodka, przemakaja mi buty i maly plecak. Powoli dosyc mam tego towarzystwa. Proponuje, ze poprowadze auto (mam zawodowe prawo jazdy, ale one nie reaguja, chyba sa nieswiadome niebezbieczenstwa).
Darchen
Kolejny check-point przejezdzamy bez zadnych przeszkod. Pod wieczor przyjezdzamy do Paryang i tu znowu nocleg w tym samym hotelu co w tamta strone (25Y). Chce nocowac osobno, ale kobiety zapraszaja mnie do siebie. Nie moge usnac, one b.dlugo szykuja sie do snu a potem jedna z nich o 2ej w nocy zaczyna przy latarce cos pisac a dwie na przemian chrapac i sapac i mam juz noc z glowy. Nie spie az do rana.
Dojezdzamy do Sagi (caly czas mam dusze na ramieniu), jemy wspolny obiad a auto odstawiaja na kanal, rzekomo do sprawdzenia i tu mi oswiadczaja, ze zostaja na noc, ja juz czuje ulge bo dalej pojade sobie sama. Zegnam sie i ide za miasto na check-point.
A tu kolejna niespodzianka, zatrzymuja mnie az na 2h. Poznaja mnie oczywiscie ale zaczyna sie telefonowanie, nie wiedza co ze mna zrobic. Przejezdzaja auta w ktorych jest miejsce i moje Buddystki z HK(czyli mnie oklamaly, ale to juz nie wazne) a ja trace czas. W koncu o 18ej naczelnik posterunku oswiadcza, ze moge jechac, ale ze teraz to juz nic nie pojedzie w strone Lhasy i musze sie wrocic do miasta. Zolnierze sa b.mili, czestuja mnie herbata, romawiaja ale czasu juz mi nikt nie wroci. Czekam do 20ej i zrezygnowana wracam do Sagi i ide do hotelu Saga, nocleg w dormitorium 25Y. Pelno tu Hindusow jadacych pod Kailash.
W Sadze jest o dziwo internet, ale bardzo wolno dziala (5Y-1H). Wieczorem zmeczona padam do lozka.
klinika medycyny tybetanskiej w Darchen
nie dane mi jednak i tej nocy wyspac sie. jeden z Hindusow, oswiadczyl mi, ze z jego zdrowiem jest bardzo zle i musi spac przy zapalonym swietle. Grzebal w plecaku, szelescil workami i caly czas lykal jakies lekarstwa. Ciagle wzdychal i plul i puszczal baki. A kiedy mu zaproponowalam aby siedzial przy swiecy, niby sie zgodzil a kiedy przysypialam, znowu zapalal swiatlo, cos pisal, wstawal, wychodzil a ja budzilam sie i tak w kolko. Drugi chrapal i gwizdal przez nos. Myslalam, ze oszaleje. Usnelam nad ranem, kiedy wlasciwie juz musialam wstawac. Dowiedzialam sie, ze o 7.30 jest autobus do Shigatse (150Y). Autobus mnie nie zabral, bo byl pelen, pojawil sie inny, mniejszy (Iveco), nie chcial mnie wziac bo to tylko dla Chinczykow, ale go poprosilam, zeby mnie choc zabral do posterunku, bo balam sie psow a bylo jeszcze ciemno. W koncu sie zgodzil. Tlumaczylam, ze chce jechac do Shigatse, ale on ze nie, bo mu nie wolno. Zolniez nawet nie sprawdzal juz moich dokumentow i nakazal mu mnie zabrac, on sie buntowal ale wykonal rozkaz.
Po drodze oswiadczyl mi jednak, ze dowiezie mnie tylko do Sangsang a dalej juz musze sobie poradzic sama. Nie bardzo moglam zrozumiec o co mu chodzi. Droga byla fatalna, rozkopana, rozmyta, waska caly czas jechalismy wolno i co pare km stalismy, bowiem ciezarowki blokowaly droge i nie raz trzeba bylo je odkopywac. Raz postoj trwal 2h. Przed Sangsang prawie zawalil sie most (my jeszcze przejechalismy) i doszlam do wniosku, ze jesli mnie tam wysadzi to nie bede miala szans na zaden transport i utkne. Kiedy tak stalismy, az odblokuja droge kolejny raz natknelam sie na jeepa, wprawdzie pelnego Chinczykow, ale kiedy im powiedzialam o co chodzi, zgodzili sie mnie zabrac (100Y), tyle sobie zazyczyli. Bylo ciasno, ale teraz juz jechalam szybko do celu. Wysadzili mnie noca w Shigatse, gdzie zanocowalam w hotelu Tenzin a nastepnego dnia autobusem (55Y-5h) wrocilam do Lhasy.