poniedziałek, 7 wrz 2009 Warszawa, Polska
W niedzielę rano wstali Krzyśkowcy nie aż tak wcześnie i spokojnym krokiem poszli w kier. Starego Miasta. Stary zjadł przepyszną pieczoną na grillu ośmiorniczkę. Weszli do ogrodu Yuyuan, przeszli się częściowo starymi uliczkami, częściowo wśród zagospodarowanych na rzecz turystów tłumnych pasaży między sklepami z pamiątkami. Chcieli rodzice jeszcze coś kupić - Krzyś anektował wcześniej pokupowane pamiątki. Chcieli też coś zjeść (ojciec mógłby takie same ośmiornice, ale nie mógł jakoś więcej na nie trafić, a wracać mu się nie chciało). W restauracji-'stołówce', w której byli 2 tygodnie wcześniej był tak potworny tłum (niedziela), że nie byliby w stanie swobodnie dostrzec potraw prezentowanych za ladą. Jeść na ulicy - z kramików - Mama nie chciała. Mama zgubiła swój wachlarz z Singapuru - zmartwiła się. Każde z trojga zostawiło więc coś w Chinach. Krzyś na Wielkim Murze zgubił koszulkę (chodził bez i trzymaną w ręku gdzieś - on lub ojciec - zostawił) - mała strata. Tata - miał zostawić sandały, w których chodził (następnego dnia to w istocie zrobił), bo już w Xianie mu pękły, ale jakoś donosił je. Teraz wachlarz. Czy to nie oznacza przypadkiem powrotu do Chin? Dorwali w końcu kramik, gdzie kupili dość ładne koszulki - niby pamiątkowe, ale bez krzykliwych napisów 'I visited China' itp. Nabył też stary dla Krzysia wujka (stryjka:-) zieloną komunistyczną czapeczkę z czerwoną gwiazdą. Tanio to wszystko kupili, a targowanie się było przyjemnością. Pani robiła to z wdziękiem i śmiechem - jakby miała z tego radość - w takiej atmosferze i oni mieli z tego 'fun'. Gdzie indziej kupili też drewnianą maskę na prezent. Fajnie się w Chinach pamiątki kupuje. W innych krajach obawia się człowiek, że nie są lokalnej produkcji, tylko są 'made in China'. Tu nie ma z tym problemu.
Stamtąd poszli na prom... Na Pudong... Do galerii handlowej... Do włoskiej restauracji. Ale teraz tylko Krzyś wziął makaron - rodzice tylko przystawki. Ośmiornice nie tak dobre jak te z grilla, ale i tak super-dobre. I focaccie i inne rzeczy też. W 'Toys R Us' kupili Krzysiowi kolejne klocki. W supermarkecie ciastka i inne słodycze na prezenty. Oraz walizkę. Myśleli o tym już wcześniej, a tu się trafiła tania - więc ją nabyli. Metrem do domu. Mama poszła do 'New World' (to CH), kupiła po drodze maskotkę szanghajskiego Expo, które absolutnie wszędzie sprzedają (duża maskotka za 4,5 zł). W hotelu się spakowali. Czytanie, toaleta i lulu.