środa, 18 kwi 2007 Warszawa,
Surat Thani - nocny targ w porcie
Tym razem czas się pożegnać z Koh Phi Phi. O 14 wsiadamy na prom i 2 godziny później wysiadamy w porcie w Krabi. Ustawiamy się grzecznie w kolejce do kasy po łączony bilet na autobus do Surat Thani i nocny prom na Koh Pha Ngan. Gdy dochodzi nasza kolej okazuje się, że nie ma biletów...Nie bardzo uśmiecha się nam perspektywa straconego dnia. Kaśka idzie szukać innych możliwości połączeń gdy gość dochodzi jednak do wiosku, że są miejsca. Uff.....Wymieniamy kaskę po czym idę kupić kanapki bo od rana nic nie jedliśmy. Gdy na nie czekam przybiega Kate krzycząc, iż autobus odjeżdża bez nas. Biegniemy wsiadając w ostatniej chwili. Niestety miejsca są tylko na podłodze. Wogóle jakiś dziwny ten busik....Mały jakiś i bez drzwi...
Okazuje się, iż dowozi nas tylko do "normalnego" autobusu którym pojedziemy dalej. Swoją drogą ciekawa sprawa z tymi tajskimi busami - zatrzymują się wszędzie gdzie czeka chętny do podróży. Po niecałych 4 godzinach jazdy docieramy do Surat Thani - głównej bazy wypadowej na archipelag Koh Samui.. Deszcz przed którym uciekaliśmy z Morza Andamańskiego leje tu jeszcze bardziej. Autobus dowozi nas do kolejnego lokalnego biura podróży (łączonego z restauracją) gdzie czekamy na podwózkę na prom. Oczekiwanie umila lęcący na dvd film (Krwawe Diamenty). Niewątpliwą zaletą tego kraju jest możliwość obejrzenia wszystkich premier filmowych na dvd :) Wiele knajp puszcza je z pirackich kopii, zachęcając tym samym do wstąpienia na drinka czy coś do zjedzenia.
Po 21 jedziemy w końcu na nabrzeże gdzie czeka prom na Koh Pha Ngan. Prom to zresztą określenie nieco na wyrost. Stara drewniana krypa z górnym pokładem na którym rozłożone są materace do leżenia. Typowo backpackingowa atmosfera - wszyscy z plecakami, część jara jointy, ogólnie fajnie jest :)
Prom rusza o 23 - mi śpi się przy mocno kołyszących falach świetnie. Niestety K. budzi mnie co chwila twierdząc, że jest sztorm i zaraz utoniemy...Ech te kobiety...