sobota, 19 kwi 2008 Bangkok, Tajlandia
Hong Kong, ktory znamy z pocztowek, zdjec i filmow z niepokonanym mistrzem wschodnich sztuk walki Jackiem Chanem wciaga nas od pierwszego wejrzenia. Legendarne miasto-panstwo, brytyjska wyspa w chinskim morzu. Jego pokrecona historia usprawiedliwia chyba wszelkie sprzecznosci klebiace sie tu na ulicach.
Niewielkie terytorium angielskie powstalo tu w pierwszej polowie XIX wieku, na koncu swiata, na ziemiach nalezacych do dumnego Imperium Chinskiego. Nie byloby Hong Kongu gdyby nie slabosc Chinczykow do opium i desperacja Brytyjczykow w jego sprzedawaniu za srebro. Delegalizacja handlu narkotykiem pod grozba kary smierci wprowadzona przez Cesarza Daoguang stala sie pretekstem do wybuchu pierwszej tzw. wojny opiumowej. Wojny tak naprawde o poszerzenie handlu i wplywow zachodnich poza odizolowany od reszty imperium poludniowy Kanton. Po przegranych kolejnych wojnach miedzy Chinami a Wielka Brytania cesarzowi nie pozostalo nic innego jak pozwolic Anglikom na zalozenie tu swojej kolejnej zamorskiej kolonii. Ponizajace powojenne traktaty wygasly zaledwie 11 lat temu, kiedy, 1 lipca 1997 z wielka pompa Hong Kong wrocil do Chin. Wrocil, w tak znieksztalconej formie, ze chyba nawet smutna rzeczywistosc ChRL nie zmieni jego hybrydowego, chinsko-europejskiego smaku.
Miasto mrugających neonów i błyszczących reklam. Szybkich, gładkich wielopasmowek i równych chodników.
Miejski moloch, w ktorym okreslenie "drapacze chmur" nabiera nowego, prawdziwego sensu. Krajobraz szarych, oszklonych wiezowcow wyglada jak z filmow sci-fiction, jak gigantyczna kartonowa makieta wybudowana dla rownie nierzeczywistych plastikowych ludzi i ich wirtualnych tranzakcji liczonych w miliardach dolarow. Pełne eleganckich kobiet w sukienkach z tegorocznej kolekcji i zabieganych biznesmenów z teczka, w wyprasowanych garniturach i wypolerowanych skórzanych butach. Krazymy z zadarta w niebo glowa, miedzy ulicznymi straganami z kiczowata porcelana, koszulkami i pamiatkami "made in China" a ekskluzywnymi, markowymi sklepami DKNY, Dolce&Gabbana, Versace...
Na betonie i ladnych trawnikach, tuz pod imponujacym budynkiem brytyjskiego banku, na kartonach, gazetach i piknikowych kocykach rozsiadl sie tlum Filipino. Spiewaja, graja w karty, plotkuja, smieca i wcinaja ze smakiem swoj bialy ryz z oscista ryba. Jest niedziela, jedyny ich wolny dzien w tygodniu, wolny od pracy w kuchniach, od sprzatania, od marudzenia podopiecznych dzieciakow i pchania wozkow, starszych, bogatych Chinczykow. Na drewnianym podium po drugiej stronie ulicy starszy dzentelmen z wypiekami na twarzy krzyczy do mikrofonu "Stop torture now!!", zebrana dookola gawiedz powtarza i klaszcze glosno, ktos rozdaje ulotki z Miedzynarodowego Dnia Przeciw Torturom. W powietrzu zapach curry z indyjskiej knajpy, parujace polmiski chinskiej zupy wonton na stolikach, eleganckie wnetrza europejskich restauracji.
kto by pomyslal???:)
A my? Rano z cieknaca slinka buszujemy w obszernym supermarkecie, gdzie wierzcie lub nie szynka i chleb smakuja jak w Polsce!!
To co na dlugo zostanie nam w glowach, to widok z balkonu na 71 pietrze apartamentowca tuz nad zatoka, gdzie spedzamy dlugie az do switu noce. Miedzynarodowy przeplyw mysli przy chinskim piwie Tsingtao i zimnej wodce w polskim stylu. Niemiecka para w drodze powrotnej z 8-miesiecznego pobytu w Nowej Zelandii, mieszkali w wynajetym wagonie pociagu, pracowali na farmach i w hotelach, tesknia za rodzina i bratwurstem. Dwie dziewczyny z okolic Tel Awiwu, juz 4 miesiace w drodze, po obowiazkowych 3 latach w izraelskiej armii wyjechaly odkrywac Azje, podobno tak robi wiekszosc mlodych w Izraelu. Brytyjczyk z mocna glowa, w czasie dwutygodniowego pobytu Hong Kong nie byl dla niego laskawy, biegunka podroznych i ulewne deszcze, pierwsza podroz, ale juz widac ze nie ostatnia. Nasz gospodarz- chinczyk z HK po studiach w Anglii, lubi Krakow i gotuje nam wszystkim prawdziwy polski gulasz, kiedys bedzie pracowac dla ONZ, teraz planuje wolontariat w Chinach. Jego koledzy z okolicy, mikrobiolog wyksztalcony w USA, irytuje go amerykanska armia w Iraku, ale jak przyznaje nie interesuje sie polityka komunistycznych Chin. I smutny, drobny Chinczyk, nie chce tu mieszkac, pociagaja go podroze, dalekie kraje i... nie wie gdzie na mapie swiata lezy Tybet.
Marzenia, plany, azjatyckie przygody, czy mozna nie golic nog na wyprawie i jak szybko da sie jesc ryz paleczkami , swiat, ktory gdzies tam kazdy z nas zostawil zeby wyjechac, to co dla nas wazne i co nie, czego tu wlasciwie szukamy i po co.
Smieszne i uderzajace jak bardzo jestesmy do siebie podobni.