sobota, 19 kwi 2008 Bangkok, Tajlandia
To zapomniane przez wiekszosc turystow miasteczko czesto nazywane jest 'zyjaca Ayuthaya'. I cos w tym jest, my tez tu odzywamy po pustynnej stolicy Ayutti i halasie Bangkoku.
Mozna na wiele godzin zagubic sie w ulicach i uliczkach, gdzie zywe buddyjskie swiatynie pogodnie przeplataja sie z licznymi marketami i sklepami 7-eleven.
Mozna na palacowym wzgorzu, w chlodnych (nareszcie!!) podmuchach wiatru zrozumiec XIX-wiecznego wladce, Rame IV, ktory tu wlasnie szukal schronienia przed skwarem nizin.
Albo mozna sprobowac swoich sil i na rowerze dotrzec na obrzeza miasta, do zespolu klasztornego buddyjskich mniszek. Senny, opustoszaly, zagubiony gdzies w azjatyckiej czasoprzestrzeni.
Mozna tez zajrzec do Khao Luang - jaskin ze 170 posagami Buddy. Mozna, pod warunkiem, ze znajdzie sie mnicha, ktory ma klucz do bramy. Gdzie i jak go znalezc? Oto i kolejna z zagadek Azji. Klucza nie ma, ale sa malpy, na kazdym z drzew, obok, przed i za nim rowniez. W liczbie niepoliczalnej, bo hojnie dokarmiane bananami przez tubylcow.
I przede wszystkim mozna oddac sie prawdziwej uczcie smakow w Rabieng Rim Guesthouse, nie polecamy zadnej konkretnej potrawy, bo kazda kolejna (a bylo ich wiele) byla jeszcze lepsza od poprzedniej. Mniam!!