Tak jak my mamy Sopot i łebę, Europa Zachodnia Ibizę, a Francuzi swoja Riwierę, tak i Bangladesz ma swój własny kurort- Cox's Bazar. 125 kilometrów piasku, szeroka i podobno najdłuższa plaza świata. Morska bryza, która po gęstym powietrzu Dakki zapiera nam dech w piersiach. Oryginalne nadmorskie restauracje w liczbie dwóch, na drewnianych palach nad sama woda, gdzie można nawet zjeść "fish&chips" w bangladeskim wydaniu.
Niewiele jest miejsc na tej wyprawie, za którymi nie będziemy tęsknić. Niewiele jest takich, o których nie będziemy marzyc za jakiś czas w Polsce. Niewiele z nich nie będzie sie natarczywie przypominać, dręczyć kolorowymi obrazami i kuszącymi wizjami powrotu. Niewiele, a jednak Dakce sie to skutecznie udało. Ulice, drogi, uliczki, asfaltowe jezdnie, tak dziurawe, ze omijając jedna z kałuż nasz kierowca zawsze wpada w następną.
W Dali nareszcie przytrafilo sie nam to o czym marzylismy od dawna. Lenistwo. Ach. Po ostatnich przygodach w przeludnionym Fenghuang, gdzie cudem uniknelismy zadeptania przez chinskich turystow, z dusza na ramieniu wysiadalismy na glownej ulicy w Dali. Niespodzianki bywaja tez mile, nawet w Chinach.
Tygodniowy pobyt w stolicy Państwa Środka był bardzo ciekawy i jeszcze bardziej męczący, głównie z powodu niezliczonych mas ludzkich oczywiście. Uznaliśmy wiec, ze należy sie nam przerwa i zasłużony odpoczynek, najlepiej za górami, za lasami, z dala od zgiełku i natłoku ludzi. Jak podaje Lonely Planet, małe, zagubione gdzieś w prowincji Hunan miasteczko Fenghuan, idealnie nadaje sie na urlopowy odpoczynek i chwile relaksu.
OBRAZEK SZÓSTY, OLIMPIADA. Niezdrowe olimpijskie podniecenie opanowało cale Chiny. W telewizji mądre głowy prowadza ważkie olimpijskie debaty. Banery w olimpijskich i chińskich barwach z gwiazdami sportu, głównie chińskiego, dumnie łopoczą na wietrze. Pod numerem takim a takim można nawet wykupić przestrzeń reklamowa w mającej wychodzić od sierpnia specjalnej olimpijskiej gazecie.
OBRAZEK PIATY, POLITYKA JEDNEGO DZIECKA. O tym, ze Chińczyków dużo jest na świecie wie każde dziecko, a te dzieci, które lubią ciekawostki wiedza tez, ze co piaty mieszkaniec naszej planety pochodzi z Chin. Potwierdzamy, to nie plotki, jest ich naprawdę mnóstwo. W tłumie Chińczyków przepychamy sie na stacji metra i podróżujemy z twarzą rozpłaszczoną na szybie autobusu.
OBRAZEK TRZECI, FLEGMA I TAKIE TAM. Różnice kulturowo-obyczajowe miedzy nami a mieszkańcami Państwa Środka są niezaprzeczalnie duże. Już od rana, czy to w pociągu, czy na ulicy, czy tez wreszcie przy śniadaniu towarzyszy nam głośne chińskie spluwanie poprzedzone jeszcze bardziej gromkim chrząkaniem i odkrztuszaniem dochodzącym gdzieś z głębi trzewi.
OBRAZEK PIERWSZY, HUTONG. Wąskie i szersze, wybrukowane, czasem asfaltowe alejki, otoczone równymi, szarymi murami, które odgradzają domy i podwórka od ulicy i ciekawskich spojrzeń przechodniów. Biegnące ze wschodu na zachód i z północy na południe pocięły Pekin w żywą szachownice, symbol miasta.
Hong Kong, ktory znamy z pocztowek, zdjec i filmow z niepokonanym mistrzem wschodnich sztuk walki Jackiem Chanem wciaga nas od pierwszego wejrzenia. Legendarne miasto-panstwo, brytyjska wyspa w chinskim morzu. Jego pokrecona historia usprawiedliwia chyba wszelkie sprzecznosci klebiace sie tu na ulicach.
???? Czekal na nas juz na lotnisku. Nic nie mowilismy, bo wystarczylo jedno dwustronne spojrzenie, aby sie domyslic, ze my to "my" a on to "on". Pewodem tego pewnie tez bylo, ze bylismy jedynymi bialymi wychodzacymi z korytarza "przyloty".Czarne, sportowe BMW do tego cabriolet, stalo zaparkowane nie na prakingu obok lotniska , a na podjezdzie tylko da szybko wysiadajacych i wsiadajacych pasazerow.
Ambasada Chińskiej Republiki Ludowej w Manili jest dobrze zakamuflowana, na tyle dobrze, ze większość taksówkarzy wzrusza ramionami, marszczy czoło albo po prostu zamyka drzwi i odjeżdża nam z przed nosa gdy pokazujemy im kartkę z adresem. Krążenie wokół właściwego budynku najpierw taksówką a później na piechotę zajmuje nam prawie godzinę, żaden problem jak sie wydaje, ambasada czynna jest dopiero od kilku minut.
Rzeskie powietrze w Banaue, malym miasteczku w masywie filipinskich Kordelierów, oszalamia nas po smogu Manili. Pierwsza noc spimy dobrych 15 godzin, pod grubym kocem, pijani gorska temperatura. Dookola zielono, zielono, zielono...Okoliczne gory i pagorki sluza juz od 2000 lat tubylczym plemionom Ifugao do sadzenia ryzu.
Z Coron do Manili plyniemy bardzo dostojnym promem pasazerskim o, rzecz jasna, blogoslawionej nazwie- "Our Lady of Good Voyage". Statek robi imponujace wrazenie, jest ogromny, ale i ogromna jest ilosc pasazerow, tlum Filipino klebi sie w kolejce do kolejki do platformy prowadzacej na poklad. Ladujemy na samej gorze, gdzie widoki najlepsze, a za klimatyzacje sluzy morska bryza.
Polknelismy bakcyla .... Po mocno wyczerpujacej podrozy cargo lodzia dotarlismy do Coron, wlasciwie tylko z jednego powodu, chcielismy sprobowac nurkowania w zatopionych statkach, ktorych tutaj akurat nie brakuje. Historia tych wrakow zaczela sie 24 sierpnia 1944 gdy to japonska flota, zostala zaatakowana przez sily owczesnego wroga czyli USA.
Nie jestesmy najwiekszymi fanami plazowania. Opalanie na zmiane plecow i brzucha w temperaturze 30 stopni i wyzej nie jest tez naszym ulubionym zajeciem. A jednak utknelismy tu na dobrych pare dni. Dla mnie to miejsce pozostanie najpiekniejsza plaza jaka kiedykolwiek udalo mi sie zobaczyc. Z naszego domku na palach, ktory stoi tak bardzo na plazy, ze bardziej naprawde juz sie nie da, mamy widok na niewielka zatoke.
??? Palawan, najbardziej na zachod polozona wyspa Filipin. Choc oddalona zaledwie o godzine lotu z Manili ciagle jeszcze nie jest zadeptana przez miliony turystow. Zreszta pewnie i w szczycie sezonu mozna znalezc plaze dla siebie, jest tu prawie 1800 wysp i ponad 2000 km wybrzeza. Przez zakurzone ulice Puerto Princessa pedza tricykle, zgrabnie omijajac dziury i kaluze.
Porannym autobusem wracamy z Semporny do Kota Kinabalu. Pewnym krokiem zmierzamy do znajomego najtanszego hotelu, przez znajome ulice i znajome miejsca. Dziwne i obce nam raczej uczucie tutaj w Azji, gdzie z reguly pierwsze chwile po opuszczeniu autobusu spedzamy z glowa w przewodniku patrzac pytajaco na siebie.
GDZIE JEST NEMO? CZY KRAB TYLEM DO PRZODU BIEGA? CZY KAZDY REKIN TO LUDOJAD? A MOZE DELFINA DOBRY KOLEGA? CZY ZOLW W WODZIE SZYBKI JEST JAK STRZALA? I CZY UKWIAL TO ATRAKACJA NAPRADE JEST NIEMALA? TYCH I INNYCH ZWIERZAT POD WODA JEST WIELE CZEGO LATWO MOZNA SIE DOWIEDZIEC Z PROGRAMOW TELE ALE NIE NA
??? Sandakan. Przed II wojna swiatowa stolica wtedy jeszcze brytyjskiego Borneo, preznie rozwijajace sie miasto portowe o wiele mowiacym przydomku maly Hong Kong. Dzisiaj to oaza eko-turystyki, brama do centrum Sepilok, gdzie male,smieszne orangutany skonfiskowane klusownikom zadowolone wcinaja banany oraz punkt wypadowy na piekne podobno Turtle Islands.
??? Mijamy granice Brunei, jednego z tych miejsc na ziemi, ktore budza nieustanna ciekawosc zwyklych smiertelnikow. Kraj roponosny, zapewne mlekiem i miodem plynacy, gdzie odlamki zlota mozna by sie spodziewac przewracaja sie niechciane na ulicy. Za oknem krajobraz troche ksiezycowy. Z tafli morza dumnie wystaja niewielkie platformy wiertnicze.
Zapuszczamy sie wglab Borneo, a dokladniej w strone Kapit, malego miasteczka nad rzeka Batang Rajang oddalonego o dzien drogi lodka z Kuchingu. Brzmi to jak romantyczna wyprawa w poszukiwaniu lowcow glow albo chociaz endemicznego gatunku motyla olbrzyma... W rzeczywistosci jednak wspomniana wyzej lodka to tzw.
?????????? Ania i Krzys dnia maja dziewietnastego pojechali na wycieczke do Parku Narodowego. Po drodze, gdy lodka plyneli groznego i glodnego krokodyla ujrzeli. Temperatura tego dnia byla wysoka, taka, ze pot lecial im z czola do oka. Gdy tylko buty na nogi ubrali i zapas wody do plecaka schowali gdzies w poblizu uslyszeli chrzakanie to dzikie swinie z broda jadly sniadanie!
??? ??? W Kuchingu spedzilismy pare leniwych dni... Zauroczyl nas tutejszy kolorowy market, gdzie papryczki chili, banany, jablka i nawet ziemniaki apetycznie poukladane w mniejszych i wiekszych miseczkach czekaja gotowe na lakomego klienta, a na tzw. mokrej czesci targu zalega w powietrzu mniej apetyczny zapach swiezo zlapanej i wypatroszonej ryby.
NOC PIERWSZA (poniedzialek) Do Singapuru docieramy poznym wieczorem. Na granicy wita nas gesty swiat tabliczek i rysunkow o tym czego nie wolno i co jest zakazane. Nie mozna wwozic tytoniu i papierosow w zadnej ilosci, skutek antynikotynowej kampanii rzadowej. Za palenie w miejscu publicznym nalezy sie 500 singapurskich dolarow.
??? Azja zaskakuje na kazdym kroku,wszystko czego sie spodziewasz lub wydaje Ci sie, ze juz znasz czesto okazuje calkowice odwrotne od oczekiwan lub wyobrazenia na ten temat. Zamawiana "no sugar please" kawa okazuje sie faktycznie bez cukru ale za to z mlekiem kondensowanym na dnie, z podwojna zawartoscia "cukru w cukrze", przykladow jest wiele,zreszta kazdy jest inny i odbiera pobyt tu na swoj sposob.Najpiekniejsze jest jednak to,ze kazda taka niespodzianka nawet jesli " super extra deluxe bus" okazal sie tylko czyms w rodzaju autobusu z niemal drewninymi siedzeniami oraz dziura w podlodze,to przeciez po czasie powoduje tylko gleboki wzdech polaczony z usmiechem i glos mowiacy wewnatrz "chce znowu". Kazde miejsce wyzwala inne emocje i kazde jest inne, jadac wiec do Melaki(Melacca) stolicy tak samo nazwanego stanu, znalezlismy w przewodniu, ze jest taki maly hotelik, tani i do tego z basenem!
??? Jest mniej wiecej 1885 rok William Cameron przyjedza do miejsca polozonego dosc wysoko nad poziomem morza, bo powyzej 1300 metrow,jest tu bardzo zielono, do tego zdecydowanie chlodniej? gdyz tylko kilkanascie stopni Celcjusza, to duza roznica poniewaz jedynie 70 kilometrow od miejsca w ktorym sie znajduje jest juz ponad 30 stopni przy ogromnej wilgotnosci, tu jest chlodno, jest przyjemnie, wokolo otaczaja go tylko zielone wzgorza.. Niedlugo pozniej William postanawia dokladnie oznaczyc i opisac to miejsce, co skutkuje przybyciem tu plantatorow herbaty, chinskich farmerow oraz brytyjskich kolonizatorow uciekajacych od upalu nizej polozonych czesci uwczesnej Malezji.Doskonale warunki wegetacyjne powoduja powstanie tu wielkich plantacji herbaty, farm wielu gatunkow warzyw i oczywiscie sciagaja ludnosc by odetchnac troche chlodnym powietrzem.
??? Jak o kazym miejscu mozna by pisac wiele. Georgetown jedych z nas poruszylo bardziej..a innych mniej do tego zabraklo miejsc w najlepszym hotelu "Eastern & Oriental Hotel" :):) wiec wyladowalismy w srodku tzw. "Little India". Wszyscy? najlepiej bedziemy wspominac wlasnie te klimaty tego miejsca;
??? Kota Bharu, stolica stanu Kelantan. Pierwsze miasto, ktore odwiedzamy w Malezji, podobno najwyrazniej malajskie ze wszystkich. Kelantan uwaza sie rowniez za najbardziej konserwatywny i muzulmanski w calym kraju. Samo Kota Bharu w 2005 roku ochrzcilo sie mianem Islamic City i tak tez dumnie prezentuje sie na licznych billboardach.
? Trzy przygraniczne prowincje - Yala, Pattani, Narathiwat, sa gdzies pomiedzy Tajlandia a Malezja. Historycznie malajskie znajduja sie w Krolestwie Tajlandii od 1902 roku, zajete wtedy przez Rame V w obawie przed brytyjska ekspansja na polnoc. Obyczajowo silnie zwiazane z Polwyspem Malajskim, ponad 80% ludnosci wyznaje islam, jezykiem codziennym jest Yawi - malezyjski dialekt.
dosc krotko,bo malo sie dzialo..Byl chill out..ale tez byl deszcz ktory padal z tylko malymi przerwami..bylo wiec troche mokrej jazdy na lokalnych skuterach, po lokalnych drogach..co zakonczylo sie dla niektorych z nas lekkimi otarciami,zarowno konczyn jak i motorkow.p.s. nie wiadomo skad u Ani poja
Poznym wieczorem, w drodze do Surat Thani, przejezdzamy przez popularne plazowe osrodki Hua Hin i Cha Am. Wypoczynkowe wiezowce strzelaja w niebo. Agresywne kolorowe reklamy kluja w oczy. Hiper-luksusowe zamkniete murem resorty kusza bialych turystow. Za to na dworzec w Phetchaburi jedziemy autostopem.
To zapomniane przez wiekszosc turystow miasteczko czesto nazywane jest 'zyjaca Ayuthaya'. I cos w tym jest, my tez tu odzywamy po pustynnej stolicy Ayutti i halasie Bangkoku. Mozna na wiele godzin zagubic sie w ulicach i uliczkach, gdzie zywe buddyjskie swiatynie pogodnie przeplataja sie z licznymi marketami i sklepami 7-eleven. Mozna na palacowym wzgorzu, w chlodnych (nareszcie!
Bangkok przylepia sie do Ciebie na calego;do skory..ktora nie bedzie juz calkiem sucha, do twojej glowy, oczu,uszu i stymuluje. Nie pozwala chocby na chwile odetchnac, a powietrze jest ciezkie... My znow wracamy do tego nagrzanego najmniejszego rooftopowego pokoiku i czujemy ,ze zaczelo sie..a?oproc
ostatni wpis: | 30 lip 2008 (16 lat temu) |
pierwszy wpis: | 18 kwi 2008 (16 lat temu) |
liczba tekstów: | 36 |
liczba zdjęć: | 364 |
liczba komentarzy: | 0 |
odwiedzone kraje: | 11 |
odwiedzone miejscowości: | 33 |
strona jest częścią portalu transazja.pl
© 2004-2024 transazja.pl
transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.