wtorek, 21 lip 2015 Dżakarta, Indonezja
Jest wczesne przedpołudnie. Air Panas Banjar - zaledwie niewielki punkt na mapie północnego wybrzeża Bali. Parę kilometrów od popularnej pośród turystów Loviny. Idealnie niebieskie niebo i kilka białych obłoczków sunących po niebie. Wszędzie jak okiem sięgnąć gęsta, zielona tropikalna roślinność. Palmy, figowce, liany, mnóstwo kolorowych kwiatów. Siedzimy w basenie. Woda tym razem jest mało przejrzysta, gorąca, mocno zielonkawa, o charakterystycznym zapachu i smaku siarki. Pochodzi ze źródła ściśle związanego z działalnością okolicznych wulkanów. Robię dwa kroki do przodu i na głowę wylewa mi się gorący strumień, wypadający z wyrzeźbionej w kamieniu głowy mitycznego węża z głową smoka. Robi się zbyt gorąco. Przechodzę do kolejnego basenu, gdzie woda ma nieco niższą temperaturę. Jest miło, przyjemnie. Czuję że odpoczywam i się relaksuję. Nie przeszkadzają mi inni turyści oraz miejscowi siedzący obok. Oni też się relaksują, też odpoczywają. Przechodzę do trzeciego basenu - tym razem woda spada z dużej wysokości, ze skały, wąskim strumieniem na zmęczone noszeniem plecaka ramiona i barki. Jest idealnie. Później znowu marsz do gorącego basenu i tak kilka razy. Można byłoby tam tkwić i cały dzień... Niestety, chcemy jeszcze odwiedzić znajdujący się nieopodal klasztor buddyjski, zwany lokalnie małym Borobodurem (w nawiązaniu do tego znajdującego się na Jawie), a to też ponoć piękne miejsce.