poniedziałek, 14 lip 2008 Baku, Azerbejdżan
Karakul-malenka osoada nad jeziorem Karakul, gdzie wieksza czesc roku panuje zima
Jade wiec sluzbowym jeepem (135km) w towarzystwie 3 sympatycznych pogranicznikow do karakol. Mogliby mnie zabrac iu dalej ale moja wiza kirgiska zaczyna sie dopiero 16 sierpnia. Po drodze zatrzymujemy sie przy jurtach i raczymy kefirem i maslem jakow.
W Karakol odradzam nocleg w Homestay (kw. prywatna-9$), rowniez tam gdzis spalam poprzedniego roku. Facet oszukuje na posilkach, sa byle jakie, posciel brudna a banja zlikwidowana bo rozbudowuje pokoje. Jego bezczelnosc nie ma granic. A gdyby placili za gadanie to mialby juz worek z pieniedzmi.
Jadac od strony granicy tadzyckiej jest zwykla gastinica, tez bez lazienki gdzie nocleg kosztuje 4TJS a dania sa smacznie, swierze i b.tanie.
Nie ma tu zadnego napisu ale zatrzymuja sie tu wszyscy miejscowi i wszyscy ja znaja.
Czwartek spedzam na drodze 9.5h czekajac na dalszy transport do granicy.
Nawet nie wiem jak to przelecialo i jak to wytrzymalam. Przychodzili do mnie rozni ludzie na rozmowy, dzieci, zolnierze z pobliskiego garnizonu, ktorzy akurat szli po wode i wlascicielka tejze knajpy przyniosla mi herbate i poprosila o przetlumaczenie kilku zwrotow z ros. na ang. Przejechaly moze ze 3 samochody w tym jedna marszrutka z Murgab i zatrzymala sie na posilek w tej gastinicy. Wtedy dowiedzialam sie, ze poprzedniego dnia mozna bylo sobie zarezerwowac miejsce w niej telefonicznie.
Kiedy zeszlam z drogi i zamierzalam przenocowac wlasnie w tej gastinicy nadjechala ciezarowka zmierzajaca do Osz.