poniedziałek, 14 lip 2008 Baku, Azerbejdżan
Rano pojawiam sie w budynku OVIR-u punktualnie o 9ej jak mi przykazano a tu kolejna "niespodzianka": wszyscy sa na jakichs egzaminach, ktore ochraniaja i wroca w poludnie lub pozniej. Taka informacje dostalam od dyzurnego. Zostawiam wiec bagaz i wracam do centrum.
Moge tylko posiedziec w kawiarence internetowej lub pochodzic po miescie, jednak tu jest przynajmniej klimatyzacja.
Musze sie uzbroic w cierpliwosc i czekac.
Niestety dalej tu jestem, tzn. w Termezie a dokladnie to tkwie w biurze OVIR-u (teraz jestem w kawiarence) bo ciagle mam nadzieje, ze wyjade lada moment. Zeszlo juz prawie 3 dni.
Wczoraj juz nie poszlam do zadnego hotelu tylko nocowalam na lezance w budynku policji i dzis zrobie to samo. Tu przynajmniej jest woda i telewizja a zreszta nikt mnie nie wyganial. Jakis wyzszy ranga oficer przyzwolil na moj nocleg. Zreszta biuro jest bardzo prymitywne, sa jakies materace tak wiec to nikomu nie przeszkadza. Zrobilam nawet pranie i porozkladam na trawie a przy 60C w sloncu wszystko schnie blyskawicznie.
Poznalam juz prawie wszystkich pracownikow policji. Mr K. czyli caly ten ich szef jest malomowny, ciagle gdzies znika nie informujac mnie co z moim wyjazdem.
Jego zastepca jest sympatyczniejszy i dopiero on mnie dzis troche oswiecil. Okazalo sie, ze czekali na jakies papiery moze na zgode z Taszkientu i chyba ona juz dzis przyszla. Ale dokladnie nie moge sie nic dowiedziec.
Ktos jeszcze wyzszy ranga ma podpisac jeszcze jakas bumage ktora spowoduje, ze wypuszcza mnie z UZ.
Kierownik nie omieszkal wspomniec, ze ma dosyc mojej sprawy i chyba go przerosla bo on jeszcze takiego przypadku nie mial. Ponadto stwierdzil iz nie trzeba mi bylo przyjezdzac do Uzbekistanu. Mysle, zWczoraj juz nie poszlam do zadnego hotelu tylko nocowalam na lezance w budynku policji i dzis zrobie to samo. Tu przynajmniej jest woda i telewizja a zreszta nikt mnie nie wyganial.
Poznalam juz prawie wszystkich pracownikow policji. Mr K. czyli caly ten ich szef jest malomowny, ciagle gdzies znika nic mi nie mowiac.
Jego zastepca jest sympatyczniejszy i dopiero on mnie dzis troche oswiecil. Okazalo sie, ze czekali na jakies papiery czy na zgode z Taszkientu i chyba ona juz dzis przyszla. Ale dokladnie nie moge sie dowiedziec.
Ktos jeszcze wyzszy ranga ma podpisac jaks bumage ktora spowoduje, ze wypuszcza mnie z UZ.
Kierownik nie omieszkal wspomniec, ze ma dosyc mojej sprawy i chyba go przerosla bo on jeszcze takiego przypadku nie mial.ierwszym dniu to on w ogole nic nie robil, bo sam nie wiedzial od czego zaczac.
Gdyby mnie uprzedzono, ze to wszystko bedzie tak dlugo trwalo to moglabym inaczej spedzic ten czas a tak to sie nudze, ogladam telewizje,
spie i czasami odpowiadam na pytania interesantom, bo siedze w pokoju dyzurnego, wiec interesanci nie wiedza, ze tu nie pracuje.
Nie przeczuwalam, ze to wszystko sie tak zakonczy, choc to jeszcze nie koniec. Im biedniejszy kraj tym wieksza biurokracja. Stracilam juz 2 dni tadzyckiej wizy (zaczela sie 1 sierpnia) ale to jest tez i moja wina. Zle podzielilam sobie czas lub moglam pojechac od razu do Taszkientu i przedluzyc wize.
Kiedys w Iranie bylam 3 tygodnie bez wizy i kosztowalo mnie to tylko 5$ i zbieranie podpisow do wizy wyjazdowej trwalo tylko jeden dzien.
Mialam nadzieje, ze gdy tu zaplace kare na granicy to mnie wypuszcza, ale okazalo sie, ze sa inne przepisy.
No coz, trzeba nauczyc sie cierpliwosci i pokory. Dobrze, ze choc mam zapas czasu tylko troche mi tej wizy tadzyckiej szkoda.