poniedziałek, 17 mar 2014 Sabang - podziemna rzeka, Filipiny
Po 3 godz jazdy z Puerto Princesa z terminalu bus dojechałem do Sabang .
Busy firmy Lotus kończą i zaczynają swoją trasę przy Penao Restaurant czyli generalnie na jedynej ulicy Sabang
Biorę plecak i właściwie nie muszę daleko iść jakieś 50 m własnie do Panao Restaurant wynajmuję domek cena 600 Peso .
W środku nic szczególnego wiatrak kibelek dwa łóżka moskitiera .
Postanowiłem nocować w Sabang dwie noce .
Biorę prysznic patrzę na zegarek godz 11 , no to idę zobaczyć Sabang .
Plaża już mi się podoba piękna ogromnie długa wzdłuż niej wielkie jakby sięgały słońca palmy cudowny widok .
Najpiękniejsze jest to że turystów tutaj nie ma prawie wcale plaża jest dosłownie pusta
Jedynie jakiś bawół ciągnie w ten upalny poranek wóz z beczkami słodkiej wody... czujecie to ? czujecie ten klimat , to
właśnie jest to co kocham w podróżach !
W porcie w Sabang który znajduje się blisko mojego resortu zbierają się grupki turystów wybierających się do podziemnej rzeki .
Pomyślałem sobie że może to właśnie dziś a nie jutro zobaczę tą 7 km podziemną rzekę .
Podchodzę pytam co gdzie i jak każdy wskazuje mi że najpierw muszę wyrobić tzw permit 250 Peso ok idę do takiej dużej budki płacę dostaje jakieś papiery i kieruję się w stronę łodzi .
Pytam ile taka wycieczka kosztuje : 1200 Peso upss sporo ....
kręcę się i wiercę wyciągam z kieszeni 200 Peso wkładam je razem z permitem i daje je gościowi który przepuszcza wszystkich do wyznaczonych łodzi .
Chłopak spojrzał zaśmiał się pod nosem i pokazuje mi gdzie i z kim popłynę .
No to się udało wsiadam do łodzi czyli do bangki i płynę jakieś 20 min , razem z filipińczykami emerytami .
Generalnie aby zobaczyć rzekę która zaliczona została przez UNESCO do Światowego Dziedzictwa która ma 8 km , można albo na lenia czyli tak jak ja dziś właśnie wybrałem łodzią , albo pieszo przez dżunglę .
Dosyć miałem już wrażeń z jaskiń w Sagada a więc trochę lenistwa się u mnie zrodziło .
Wysiadamy z łodzi na plaży przy dżungli idziemy grupa trochę mnie to drażni nie cierpię takiej turystyki ale co robić właśnie tak wygląda lenistwo większości białasów , ciągną ich za rączki i dalej... o w mordę jeża jakie to okropne ..
No dobrze nie chciałbym abyście mnie źle zrozumieli ale ja mam inne zdanie co do tego tematu , oczywiście szanuję wybór każdego z Was w końcu to Wasze pieniądze i Wasz wybór :).
Zakładamy pomarańczowe kaski wsiadamy do długich chwiejnych łodzi ,nie wiem dlaczego ale posadzili mnie na samym końcu .. dla równowagi ? bo co bo ważę aż tyle ?
Wsiadam ....o balucie mam wrażenie że zaraz nas zaleje ....jeszcze jakieś głupie fotki ktoś nam robi wyglądam na nich w kasku jak jakiś górnik przodowy .
Płyniemy , po chwili wpływamy rzeką do jaskini o wielki balucie , zatkało cacao , normalnie mowę mi odjęło .
Ktoś świecił latarką po przepięknych błyszczących złotych srebrnych stalagmitach za uchem ciągle słyszałem filipińskiego przewodnika opisywał stalagmity z czym się kojarzą do kogo są podobne czułem się lekko zagubiony w tych ciemnościach .
Miałem pietra że gościu który machał wiosłem za chwilę w tych filipińskich ciemnościach uderzy łodzią w skałę i wszyscy pierdykniemy do wody .
Spoko nie miałbym nic przeciwko ale aparat nie mam niestety wodoodporny , miejscami było wąsko .
Po 15 min zaczynam czuć lekki smrodzik podobny do tego z jaskiń Sagada , to wiszące nade mną nietoperze .
Jest ich chyba tysiące , świecąc na nie latarką szybko się płoszą dlatego zbyt długie oświetlanie ich może wywołać popłoch a wtedy .. lepiej nie myśleć co by było .
No tak teraz już wiem po co dali nam te kaski nawet się cieszę po głowę miałbym obesraną .
I tak po 45 min wracamy , wypływamy z jaskini oślepieni słońcem i błękitem nieba .
Zegnają nas wszechobecne małpy makaki i wielkie jaszczurki wsiadamy w swoje bangki i odpływamy .
Wieczorem idąc jedyną ulicą w Sabang tego jakby uśpionego miasteczka , patrzę a tu w lesie palmowym jest wesołe miasteczko .
Zwykłe miasteczko takie tam nic szczególnego ale jedno tylko przykuło moje uwagę :
Dzieci " hazardziści "oni tutaj grają na prawdziwe pieniądze ... serio ! i nie są to małolaty ale dzieciaki po 6-10 lat a dorośli stoją i zarządzają tym biznesem ! koniec świata !
O balucie co też z nich wyrośnie ...
No cóż jak widać taki to już jest ten świat...
u nas dzieci ciągną jakąś kolorową wstążeczkę i wygrywają lizaki a tam kasę .
Na drugi dzień poszedłem brzegiem morza pełnego małych i wielkich kamieni w stronę wodospadu
Doszedłem do niego po 45 min ciągłego skakania jak koza z kamienia na kamień .
Dalego nie ma co wybierać się tam w zwykłych laczkach na pewno nie dojdziecie z pewnością kostkę sobie zwichniecie .
Po drodze zaraz za wioską rybacką jest świątynia buddyjska ależ piękne miejsce wybrali dla budzi jaki widok ma aż pozazdrościć .
Nigdzie potem na Filipinach nie widziałem świątyń buddyjskich .
Tutaj na Filipinach mieszka 90 % katolików .
Wodospad na nogi nie powala ale w tym upale poczuć upragniony chłód wypluskać się pod nim albo chociaż w jednym z oczek zamoczyć się jest bezcenne !
Wracając zatrzymałem się we wsi rybackiej usiadłem na jakiś deskach przy małym sklepiku , wypiłem zimne piwko obejrzałem jak bardzo Filipińczycy kochają koszykówkę której ja osobiście nie cierpię o piłce nożnej nic kompletnie nie wiedzą .
Chłopaki grali w kosza po ubitej pełnej wystających kamieni w zwykłych plażowych laczkach o kurczę szaleni !
Kibiców z minuty na minutę przybywało ale i ja otoczony byłem gromadą maluchów .
Dzieciaki prawie na głowę mi wchodziły , ciekawiły ich moje włosy , skóra śmiały się do łez a nawet śpiewały swoje jakieś piosenki ale i tę znaną mi już Filipin także : Panie Janie Panie Janie pora wstać ....
Zresztą sami niżej zobaczcie i posłuchajcie
No tak fajnie ale czas wracać muszę jeszcze kupić bilet z Sabang do El-Nido .
Jeszcze tylko obiadek w Panao Restaurant czyli tam gdzie nocuję za 200 Peso , stół szwedzki ale się najadłem ....
Kupiłem więc bilet do El Nido 750 Peso wyjazd jutro 7.30 rano , z przesiadką gdzieś w trasie czekając na busa z Puerto Princesa ,
około 14 mam być w El-Nido .
Rano wsiadam w busa i w drogę do archipelagu Bacuit gdzie każda wyspa jest niezapomnianym przeżyciem .
Po drodze zatrzymuje się na śniadanie dostaje jakąś zupę z kurczaka lura taka nic w niej nie ma nawet marchewki i dwa gotowane na twardo jaja i tyle . Obok jakaś szkoła w oddali słychać śpiewające dzieciaki na mój widok zaczynają mi machać i śmiać się nauczycielka widząc to uspokaja maluchy .
Wsiadam w busa jadÄ™ dalej do El Nido